Tagi

, ,

Chmura wzbudza Burzę, więc czas na mój ulubiony tekst z całego cyklu. Powstał również jako pierwszy, początkowo jako zupełnie pojedyncza sprawa. Dopiero potem pojawiła się myśl, aby stworzyć cykl.

„Trwająca zawsze w centrum ataku, wściekła Burza, która nigdy nie odpoczywa.”

Burza uderzyła szybko. Niebo momentalnie pociemniało przykryte ciemnymi chmurami, zerwał się wiatr, spadły pierwsze krople zimnego deszczu. Pierwsza błyskawica przecięła nieboskłon, rozbłysk światła oślepił ją na chwilę. Głośny grzmot sprawił, że ściany zadrżały. Musiał uderzyć gdzieś bardzo blisko, może w któreś z pobliskich drzew.
Stała przy oknie wpatrzona w szalejący żywioł. Wiatr targał gałęziami, porywał strugi deszczu, które bezlitośnie siekały wszystko, co spotykały na swojej drodze. Patrzyła przerażona, ale i zafascynowana. Nie mogła oderwać spojrzenia, wstrzymując momentami oddech.
Burza zawsze kojarzyła jej się tylko z jedną osobą. Zawsze wtedy wychodził. Nieważne, czy załatwić sprawy rodziny, na trening czy po prostu się powłóczyć. Nie potrafił tego racjonalnie wytłumaczyć, ale coś go ciągnęło wtedy na zewnątrz. Nie umiał usiedzieć na miejscu. Musiał wyjść, inaczej czuł się rozdrażniony i poddenerwowany. Nie bronili mu tego. Zawsze czekała z ręcznikiem, kocem i filiżanką gorącej, czarnej kawy. Nieważne, jaka była pora i ile razy powtarzał, żeby nie zwracała na to uwagi. Nie potrafiła inaczej.
Kochała burzę. Nie mogłaby inaczej, bo burza i on byli jednością. Za każdym razem, gdy nadchodziło załamanie pogody, wiedziała, że zostanie sama. To jednak jej nie przeszkadzało, bo zawsze do niej wracał, gdy tylko burza cichła. Przemoczony, zmarznięty, czasami ranny, ale cały jej.
Teraz, po tak wielu latach burza wciąż ją przyciągała. Każdą spędzała na parapecie okna wpatrzona w szalejący żywioł. Nie potrafiła inaczej. W burzy wspomnienia ożywały, mogła być bliżej ukochanego, choć jego już dawno nie było na tym świecie. W burzy czuła jego obecność bardziej niż patrząc na Pierścień Strażnika Burzy.
– Aki?
Głos Tsuny przywrócił ją do rzeczywistości. Odwróciła spojrzenie od okna i uśmiechnęła się uprzejmie do Dziesiątego Vongoli.
– Tak, Decimo?
– Wszystko w porządku? Stoisz tak od kilku minut i się uśmiechasz.
– Wybacz, zamyśliłam się.
Ponad jego ramieniem dostrzegła cień Giotta, który uśmiechał się lekko. Doskonale wiedział, skąd u niej to roztargnienie. Wiele razy jej towarzyszył w takie dni.
– Strasznie pada. Jeszcze te błyskawice – mruknął Sawada.
– Burza jest piękna – odparła.
– Lubisz taką pogodę? – zaciekawił się.
– Owszem, choć wiem, że jest tylko chwilowa. Prawdziwa burza uderza niespodziewanie i szybko mija – uśmiechnęła się.
– Masz dziwne upodobania, Aki.
Zaśmiała się. Po chwili usłyszeli dzwonek do drzwi na dole i minutę później w drzwiach pokoju stanął przemoczony Gokudera. Uśmiechnął się promiennie do swojego szefa.
– Przepraszam za spóźnienie, Dziesiąty. Złapała mnie ta burza.
– Jesteś cały mokry, Gokudera.
– To nic. Szybko wyschnę.
Aki zaśmiała się, widząc porozumiewawcze spojrzenie Giotta i G. Tym samym zwróciła na siebie uwagę chłopców.
– Co cię tak bawi? – warknął Gokudera.
– Nic takiego, Hayato. Piękna pogoda na spacer, prawda? – uśmiechnęła się sugerująco.
Szarowłosy w jednej chwili spurpurowiał. Nie miał pojęcia, skąd ta dziewczyna zna jego słabość do spacerowania w burzy. Nie mówił o tym nikomu, nawet Tsunie.
– To nic złego przecież.
Powstrzymała się od śmiechu, widząc minę Pierwszego Strażnika Burzy. Wiele mówiła na ten temat. Żałowała, że nie może się tym podzielić ze swoimi nowymi podopiecznymi. Było jeszcze za wcześnie.
– To nie jest twoja sprawa – mruknął zawstydzony.
– Zupełnie jak G – westchnęła.
Minęła go w drzwiach. Szybko zorganizowała ręcznik, koc i filiżankę kawy.
– Powinieneś wziąć ze sobą rzeczy na zmianę – stwierdziła.
– Nie wiedziałem, że idzie burza – wyjaśnił.
– Ściągnij to i pod koc – poleciła. – Bez gadania.
Odwróciła się taktownie, nie wypadało jej obserwować, jak się rozbiera. Nie chciała, żeby się rozchorował przez swoje hobby.
– Nie dyryguj mną – warknął na nią.
– Nie sprawiaj kłopotów, Hayato. Chyba nie chcesz się rozchorować, co?
– Gokudera, Aki ma rację – poparł ją Tsuna. – Jesteś przemoczony.
– Skoro Dziesiąty tak mówi – skapitulował.
Chwilę później przemoczone ubranie leżało obok, a on owinął się szczelnie kocem.
– Gotowe – mruknął.
– Grzeczny chłopiec – uśmiechnęła się, zarzucając mu ręcznik na głowę.
Ubranie wyniosła do wyschnięcia i zaczęła wycierać mu włosy.
– Co ty wyprawiasz? – warknął na nią.
– Pij kawę i zajmij się projektem. Decimo nie będzie robić wszystkiego sam. Bez gadania.
Tylko prychnął. Już od kilku dni wiedział, że z nią nie wygra. Ostatnie słowo zawsze musiało należeć do niej i żaden ze Strażników nie miał nic do gadania. Słuchała się tylko Tsuny.
Wystawiła język do Giotta i G, kiedy chłopcy nie patrzyli. Obaj byli tym rozbawieni. Jak zawsze, a przecież to nie jej wina, że ma słabość do burzy.