Tagi

Zaczynamy pierwszą część, w której poznacie bliżej Aki i jej związek z Vongolą. Nie oczekujcie jednak akcji pełnej walki i pościgów. Na razie oszczędzimy trochę Tsunę i jego bliskich 🙂

Namimori – miasto pełne spokoju i praktycznie bezbarwne. Wiele takich w Japonii. Czym miałoby się wyróżniać na tle innych czy większych? Jego mieszkańcy również nie różnią się od innych ludzi. Dorośli pracują, dzieci się uczą. Mają swoje problemy i pasje, obowiązki, sukcesy i przegrane. Spotykają się z bliskimi, spędzają czas w samotności. Po prostu żyją.
Popołudnie chyliło się ku wieczorowi. Zaczęły się powroty z pracy i szkół, przyjemności po obowiązkach, rozrywki, chwile wytchnienia. Normalny cykl dnia.
Gimnazjum Namimori ucichło już. Ostatni uczniowie mający zajęcia klubowe opuścili teren szkoły. Wydawać się mogło, że nikogo tu nie było. Nic bardziej mylnego. Na dachu głównego gmachu nadal siedziała nieruchoma sylwetka czarnowłosego chłopaka. Na jego ramieniu usiadł właśnie żółty ptaszek, kończąc swój dzisiejszy lot.
W innym miejscu, przy dojo za restauracją sushi członek klubu baseballowego ćwiczył swe umiejętności szermiercze. Miał dość poważną minę, jakby przypomniał sobie o czymś nieprzyjemnym. Może właśnie dlatego odłożył na chwilę swoją pasję, której przecież poświęcał cały swój czas, niekiedy również ten przeznaczony na naukę.
Nie widział przebiegającej przy drzwiach restauracji sylwetki białowłosego boksera. Ten nawet nie zerknął na budynek zbyt skupiony na biegu i powtarzanych co jakiś czas sekwencjach ciosów.
Kilka chwil później bokser przebiegł obok domu, w którym właśnie coś wybuchło. Nie była to sprzeczka pomiędzy dzieciakami, które wraz z panią domu ściągały pranie. Gdyby się zatrzymał, usłyszałby utyskiwanie na sprawcę zamieszania.
Nic się nie zmieniło. Życie wróciło do normy po burzy, która niedawno przetoczyła się przez Namimori. Znów ważne były drobne, nieistotne rzeczy. Nastał spokój, za którym tęsknili, gdy przyszło zagrożenie. Nikt nie przeczuwał zmian, nie zwrócił uwagi na cichego obserwatora, który pojawiał się tu i ówdzie.
Nie inaczej zachowywał się szarowłosy chłopak o zielonych oczach. Starał się sprzątać, ale co chwilę uniemożliwiał mu to napad duszącego kaszlu. Na jego policzkach już chwilę temu pojawiły się rumieńce świadczące o gorączce, a oczy zrobiły się szkliste. Nie odpowiadało mu to, sądząc po niezadowolonym wyrazie twarzy. W najgorszym wypadku będzie musiał zostać w domu.
Gdyby wyjrzał teraz przez okno, pewnie dostrzegłby sylwetkę siedzącą na skraju dachu budynku naprzeciwko. Czarnowłosa dziewczyna nawet nie próbowała kryć swojej obecności, a z tego miejsca doskonale widziała, co szarowłosy robi. Jej złotobrązowe oczy sunęły za nim, kiedy tylko miała go w zasięgu wzroku.
Dzień obserwacji skończyła właśnie tutaj. Rodzina Dziesiątego Vongoli, kolejnego szefa była dość interesująca. Niemal wszyscy dostrzegli jej obecność, przerywając na moment swoje zajęcia, lecz nikt z nich nie odkrył jej tożsamości. Mieli przed sobą jeszcze długą drogę.
Uśmiechnęła się sama do siebie. Ileż to już lat minęło, odkąd miała przed sobą nowe wyzwanie? Z czasem dni stawały się monotonią, która wymazywała z niej wszelką radość. Czasami już nie wiedziała, co właściwie miała zrobić. Teraz nastąpiła zmiana. Przed nią nowe wyzwanie, którego od dawna wyczekiwała. Wiedziała, że będzie ciekawie.
Ponownie spojrzała w okno szarowłosego. Siedział przy stole i opierał głowę na rękach. Chyba było mu ciężko.
– Coś mi się zdaje, że jutro nie pójdziesz do szkoły, Hayato – mruknęła pod nosem. – Decimo będzie musiał obejść się bez ciebie. To nawet lepiej.

~ • ~

Słońce chyba kpiło sobie z uczniów siedzących w ławkach na lekcji matematyki. Kilku z nich tęsknie patrzyło na niebo, inni próbowali spać, ale było też kilka pustych ławek. Nauczyciel nie zwracał na to w ogóle uwagi, tłumacząc kolejne zagadnienie i przepytując wyrywkowo słabszych uczniów.
Tsunayoshi Sawada powoli przysypiał, choć naprawdę starał się skupić. Co by o nim nie mówić, uczniem był słabym i niestety większość materiału była dla niego zbyt trudna. Musiał się mocno wysilić, żeby go opanować, a jego przyszłe zajęcie mu w tym w żaden sposób nie pomagało. Gdy człowiek ma zostać szefem mafii, to życie staje się naprawdę ciężkie. Trzeba liczyć się z wieloma zamachami na życie, próbami przejęcia władzy przez niezadowolonych członków rodziny, konfliktami z innymi organizacjami, szaleństwem swoich podwładnych oraz z korepetytorem zabójcą, który nie ma litości i wyciąga człowieka na całonocny trening, po czym wysyła do szkoły i oczekuje przyzwoitych wyników. I nieważne, że Tsuna dopiero w pełni wyzdrowiał po walce z Xanxusem w Konflikcie Pierścieni sprzed kilku tygodni. Gdy jest się przeciętnym, naprawdę trudno sprostać takiemu zadaniu.
Drzwi otworzyły się całkiem znienacka i bez żadnego ostrzeżenia. To przykuło uwagę zarówno nauczyciela, jak i wszystkich uczniów bez wyjątku. Tsuna przez moment myślał, że to Gokudera, który dotąd nie pojawił się w szkole, co było dość niecodzienne. Najwyraźniej przeziębienie dało mu w kość i zmusiło do zostania w domu.
Srodze się jednak zawiódł. W drzwiach stanął postrach całej szkoły – Przewodniczący Komitetu Dyscyplinarnego, Kyoya Hibari. Był to chłopak trochę starszy od Tsuny o czarnych włosach i stalowoszarych oczach o wiecznie poważnej minie. Jego mundurek nie przypominał tych noszonych przez uczniów Średniej Namimori. Składał się z białej koszuli, czarnych spodni i marynarki, na lewym ramieniu nosił opaskę z nazwą „Komitet Dyscyplinarny”. Niewielu nie drżało przed tym nieznoszącym tłumów samotnikiem. Tsuna nie był jednym z nich, ale miał to nieszczęście, że spotykał go dość często. Hibari był również Strażnikiem Chmury Sawady, choć twierdził, że nigdy się do nich nie przyłączy, a jedynie „zagryzie ich na śmierć”.
– Coś nie tak? – zapytał nauczyciel.
– Klasie zgubiła się uczennica.
– A, tak, rzeczywiście. Miał pokazać się ktoś nowy.
Chwilę później obok Hibariego dostrzec można było dziewczynę w mundurku ich szkoły. Miała europejskie rysy, kruczoczarne włosy spięte w luźny kok, złotobrązowe oczy i drobne usta, które wykrzywiły się w przyjaznym uśmiechu. Była kilka centymetrów niższa od Kyoyi, ale smukła o bardziej kobiecej niż dziewczęcej sylwetce, przez co wyglądała na starszą.
– To ty jesteś tą nową uczennicą? – zapytał nauczyciel.
– Tak, panie profesorze. Przepraszam za spóźnienie, ale zgubiłam się – uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
Kilka osób zaśmiało się cicho na tę rewelację. Owszem, szkoła była dość spora, ale żeby błąkać się po niej aż trzy godziny? To chyba lekka przesada.
– Wejdź.
Dziewczyna odwróciła się jeszcze do Hibariego i uśmiechnęła się do niego bez żadnej nuty strachu.
– Dziękuję za pomoc.
Ten nawet jeśli ją usłyszał, nie zareagował i po prostu sobie poszedł. Szmer w klasie był jak najbardziej na miejscu, bo czarnowłosa nawet nie wiedziała, jakie miała szczęście, już pierwszego dnia wpadając na Hibariego i wychodząc z tej konfrontacji cało.
– Przedstaw się szybko i usiądź. Za Sawadą jest wolne miejsce.
Tsuna wyprostował się na dźwięk swojego nazwiska i wskazał dziewczynie miejsce za sobą. Uśmiechnęła się do niego w podzięce.
– Nazywam się Akira Salvatore. Kilka dni temu przyjechałam do Japonii. Miło mi was poznać – ukłoniła się grzecznie.
– Siadaj.
Szmery w klasie dotyczyły nowej koleżanki, która uśmiechała się przyjaźnie i grzecznie zajęła wolne miejsce. Może i była trochę gapowata, ale słodka – taka opinia przylgnęła do niej po kilku chwilach. Ona jednak nie zwracała na to uwagi. Uśmiechnęła się do Tsuny raz jeszcze, gdy go mijała, na resztę nie zwracając uwagi.
Lekcja wróciła do swojego porządku, choć trzeba było uciszać rozmowy dotyczące nowej koleżanki. Ta okazała się dość inteligentna, prawidłowo rozwiązała dwa zadania zlecone przez nauczyciela i nie miała z tym żadnych trudności. Wręcz przeciwnie, wydawała się tym nieco znudzona. Tsunie przypominało to zachowanie Gokudery, który większość materiału miał już dawno opanowaną i do szkoły przychodził tylko po to, aby chronić Dziesiątego, jak zawsze powtarzał. W przeciwieństwie jednak do chłopaka nowa uczennica zachowywała się bardzo uprzejmie, ale dość chłodno. Jakby stawiała mur pomiędzy sobą a pozostałymi. Nawet tego nie ukrywała.
Dzwonek na przerwę uratował Tsunę przed odpytywaniem. Odetchnął z ulgą, bo zadanie było dla niego kompletnie niezrozumiałe i nie zdołałby go nawet zacząć. Nie miał szczęścia do takich rzeczy.
– Uratowany? – usłyszał za sobą.
Odwrócił się do nowej uczennicy, której spojrzenie przyglądało się uważnie jego brązowym, nieco rozwichrzonym włosom i oczom. Uśmiechała się życzliwie i ciepło, jakby chciała tym pokazać, że nie ma złych zamiarów.
– Matematyka nie jest moją mocną stroną – odparł niepewnie. – Zresztą nauka w ogóle.
Nie było sensu tego ukrywać. Był Beznadziejnym Tsuną i nowa uczennica zostanie szybko o tym uświadomiona przez innych i jego mierne wyniki.
– Z pewnością są inne rzeczy, w których jesteś dobry – odpowiedziała swobodnie, po czym wyciągnęła do niego rękę. – Aki.
Ujął ją z dozą niepewności. Takie rzeczy mu się nie zdarzały, bo który nowy uczeń chciałby się z nim zaprzyjaźnić? Nie do końca wiedział, jak to interpretować. Z jednej strony nie czuł, żeby coś mu groziło z jej powodu, z drugiej jednak coś było w niej niepokojące. Tak jakby miała drugą, całkiem inną twarz.
– Tsuna.
– Mogłabym ci pomóc, jeśli chcesz.
To go zaskoczyło. Znają się od kilku chwil, a ona już proponuje mu pomoc. Nie wyczuwał podstępu, ale czy nie powinien trochę bardziej uważać? Nie, nie podejrzewał jej o bycie zabójcą mafii, ale jakoś nie potrafił pozbyć się tej nuty niepokoju.
– Lepiej nie brataj się z Beznadziejnym Tsuną, Akirciu – usłyszeli.
Jej brew drgnęła nerwowo, gdy spojrzała na dwóch chłopaków, którzy właśnie podeszli bliżej. Uśmiech na chwilę zniknął, po czym pojawił się całkiem inny – pusty i sztuczny.
– Sądzę, że powinniście cofnąć swoje słowa – odparła spokojnie.
– Dlaczego? „Beznadziejny Tsuna” to właściwe określenie Sawady.
– Mylne. A per „Akirciu” możecie mówić do swoich siostrzyczek, nie zaś do mnie. Nie jesteśmy przyjaciółmi.
Mieli coś powiedzieć, ale lodowate spojrzenie Aki ich powstrzymało. Wydawało się nawet, że się wystraszyli, a atmosfera chwilowo zgęstniała. Ten moment wykorzystał wysoki brunet o brązowych oczach i pogodnym uśmiechu.
– Jakiś problem? – zapytał.
– Skąd.
Zaczepiający Tsunę i Aki uczniowie pośpiesznie odeszli, a dziewczyna uśmiechnęła się uprzejmie do nowoprzybyłego.
– Sądzę, że właśnie się rozwiązał – stwierdziła ze spokojem i wyciągnęła do niego rękę. – Aki.
– Takeshi Yamamoto. Miło poznać.
– Mnie również. To co z tą matematyką? – spojrzała na Sawadę.
– To może jutro przed lekcją? Dzisiaj nie będę mieć czasu.
– W porządku.
Kilka dziewcząt również do nich podeszło, żeby się przedstawić i wypytać co nieco nową koleżankę. Wszyscy byli jej ciekawi, skoro już zwróciła na siebie uwagę, przychodząc spóźniona w towarzystwie Hibariego. Chyba należało też uświadomić dziewczynę, z czym igrała.
– Twoje nazwisko jest dość nietypowe – zauważyła Hana Kurokawa, dziewczyna o czarnych włosach i szarych oczach.
Aki zaśmiała się wdzięcznie, drapiąc lekko policzek. Większości mógł się ten gest wydawać naturalny, lecz wprawniejsze oko dostrzegłoby, że został wyreżyserowany przez dziewczynę. Nie był to dzisiaj pierwszy raz.
– Mam w rodzinie kilku Japończyków. Stąd imię Akira. Jednak urodziłam się w Hiszpanii, zaś do niedawna mieszkałam we Włoszech – wyjaśniła. – Żadna tajemnica.
Na dźwięk słowa „Włochy” Tsunie włączyła się lampka alarmowa. To stamtąd pochodziła rodzina Vongola, której szefem miał zostać, a dotąd wszystkie jego spotkania z Włochami kończyły się walką, niebezpieczeństwem i zaburzeniem jego spokojnego, przeciętnego życia. Reborn wciąż do niego strzelał, Bianchi i Hayato początkowo próbowali go zabić, Lambo wciąż rozrzucał swoje granaty. Nie wspominając już o Mukuro i Varii, których musiał pokonać, żeby obronić swych bliskich. No może Dino, szef rodziny Cavallone i poprzedni uczeń Reborna nie stanowił dla niego zagrożenia, nie licząc chwil, kiedy sam dla siebie był niebezpieczny przez swoją gapowatość.
Włochy nie kojarzyły się Tsunie dobrze, a teraz jeszcze nowa uczennica stamtąd pochodziła. Nie wiedział, czy jest kolejnym zagrożeniem czy może kolejnym dziwacznym sojusznikiem sprowadzonym przez Reborna. A może nie ma z tym nic wspólnego i to przypadek? Przecież mógł być już przewrażliwiony przez to wszystko.
– Może oprowadzimy cię na kolejnej przerwie? – zaproponowała Kyoko Sasagawa, drobna, rudowłosa dziewczyna o jasnobrązowych oczach i łagodnym uśmiechu, w którym zakochał się Tsuna.
– Dobry pomysł – przytaknęła Aki. – Przynajmniej nie zgubię się następnym razem.
Sawada obserwował nową koleżankę przez resztę lekcji, ale nie wykazywała żadnych dziwnych zdolności czy skłonności. Zaprzyjaźniła się z Kyoko i Kurokawą, zdobyła też sympatię Yamamoto. Reszta klasy była jej jawnie obojętna, może do dziewczyn odnosiła się łagodniej, ale bez chęci zaprzyjaźnienia się. Wobec niego była uprzejma i życzliwa, a jej obecność szybko stała się komfortowa i przynosiła dziwną ulgę.
Aki pożegnała się z nimi, gdy tylko skończyły się lekcje, wymawiając się przed wyprawą do miasta z dziewczynami jakąś ważną, rodzinną sprawą. Obiecała, że nadrobią to przy najbliższej okazji, po czym gdzieś zniknęła. Przez chwilę Tsuna zastanawiał się, czy znowu się nie zgubiła, ale szybko dał sobie spokój i ruszył z Yamamoto w drogę powrotną do domu.
Nie mógł więc zauważyć sylwetki Aki obserwującej ich z jednego z okien. Odczekała aż odejdą poza zasięg jej spojrzenia i dopiero wtedy ruszyła w swoją stronę. Doskonale wiedziała, gdzie go szukać. Po szkole poruszała się pewnie i bez żadnych problemów. Gra się jednak opłaciła.
– Lekcje się skończyły. Żaden klub nie ma dziś zajęć – usłyszała, gdy weszła na dach.
– Więc nikt nie będzie nam przeszkadzać, Kyoya – uśmiechnęła się uroczo.
– Nie mam z tobą żadnych interesów.
– Ale ja mam z tobą i sądzę, że będzie nam się miło współpracowało.

~ • ~

Dzieciaki przekrzykiwały się, biegając po całym placu zabaw. Nie zwracały uwagi na Tsunę, który nadal nie wiedział, jak dał się w to wmanewrować. Nie znosił robić za niańkę, choć przynajmniej Reborn dał mu spokój z treningiem. Zresztą dziwnie się dziś zachowywał i jakoś podejrzanie szybko odpuścił. Czyżby szykował jakąś niespodziankę? To z pewnością źle się skończy szczególnie dla niego. To zawsze źle się kończy dla niego.
Chwilowo wolał o tym nie myśleć. Usiadł na najbliższej ławce, odpuszczając. W końcu miał ich tylko przypilnować, choć wrzaski Lambo były naprawdę irytujące. Że ten dzieciak musi tak głośno ogłaszać światu swoją obecność. To było wręcz nieprawdopodobne, ale Sawada już się chyba przyzwyczaił do tych wszystkich dziwactw, które zaczęły się pojawiać wraz z Rebornem. Chyba nie było już możliwości, żeby się od tego uwolnić raz na zawsze.
Jego myśli podążyły do nowej uczennicy. Dziwiło go, że odezwała się akurat do niego. Może popadał w paranoję, ale osoba pochodząca z Włoch, która już pierwszego dnia nawiązuje kontakt z nim i jego przyjaciółmi, od razu prosi się o podejrzenia jako ktoś, kto jest powiązany z mafią. Nie miał na to żadnych dowodów, jedynie przeczucie, choć nie czuł od niej zagrożenia. Wydawała się sprzymierzeńcem, który przybył tu w jakimś celu. A może był przewrażliwiony i wszędzie widział już mafię?
Z pewnością za to nie widział czarnowłosej dziewczyny obserwującej go z dachu pobliskiego budynku. Uśmiechała się sama do siebie zadowolona z efektów swych dzisiejszych działań. Sprawy ruszyły we właściwym kierunku. Tsuna i Takeshi w ciągu najbliższych dni obdarzą ją zaufaniem, jeśli nie zrobili tego już. Kyoya też jakoś da się oswoić. Zresztą z daleka było widać, że jest idealną Chmurą. Wobec pozostałych też miała już plany. Zabawa jednak zacznie się, gdy do gry wróci Burza. Zachichotała pod nosem na to stwierdzenie.
– Nadal lubisz wysokie miejsca – usłyszała.
Spojrzała przelotnie na sylwetki stojących za nią mężczyzn, po czym odwróciła spojrzenie z powrotem na plac zabaw.
– Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią. Nieważne, ile upłynie czasu – odparła. – Miło was znowu zobaczyć.
– Stęskniłaś się za moją wspaniałą osobą?
Tak jak pamiętała, głos miał wypełniony wieczną pretensją rozpieszczonego paniczyka, którym w istocie był. Zaśmiała się rozbawiona.
– Naprawdę musisz pytać o takie rzeczy? – zapytała. – Nie lubię tych lat, kiedy nas rozdzielają. Czuję się samotna.
Poczuła, jak mężczyzna wiesza się na jej ramionach. Kątem oka dostrzegła zieloną czuprynę i twarz o przymkniętej, lewej powiece, pod którą kryła się zielona tęczówka, identyczna jak prawa, pod którą na policzku znajdował się niewielki tatuaż błyskawicy.
– Złaź ze mnie – poleciła.
– Widzisz tego krowiego dzieciaka, którego wyznaczyli na Strażnika Błyskawicy? Okropieństwo.
– Jak dla mnie, jesteście podobni. Obaj nigdy nie słuchacie, co się do was mówi i trzeba was gonić do roboty – zaśmiała się.
– Nie naśmiewaj się ze mnie – westchnął. – Bądź wdzięczna, że się z tobą spotkałem.
– Spróbowałbyś nie – prychnęła i zerknęła na milczącego dotąd blondyna. – Chwilami można was pomylić.
– Więc szybko znajdziesz z nim wspólny język – odparł.
– Wiesz, że z następców nie przepadałam tylko za Ricardem. Zresztą ze wzajemnością – westchnęła, pogrążając się we wspomnieniach.
W jej oczach pojawił się blask świadczący o przeżyciu wielu lat, zbyt wielu na jej młode ciało. Tak jakby jej dusza była stara i doświadczona.
– Nie myśl o tym. To przeszłość – położył dłoń na jej głowie w czułym geście. – Domyśla się już pewnych rzeczy o tobie.
– Ale nie najważniejszych. Te zostawimy aż będą gotowi.
– Nie psoć za wiele – uśmiechnął się rozbawiony.
– Nie odbieraj mi jedynej przyjemności, jaka mi w życiu została – spojrzała na niego niewinnie.
– Wiesz, że na mnie te oczka nie działają.
– Bzdura. Zawsze działały. Nie potrafisz być okrutny dla tych, których kochasz. Dlatego wszyscy za tobą poszli.
– Przepraszam. Zrobiliśmy ci straszną krzywdę.
– Nie obwiniaj się – uśmiechnęła się do niego. – To nic złego chcieć zatrzymać bliskich jeszcze przez chwilę. Teraz możemy być razem już na zawsze.
Przymknął oczy, wracając pamięcią do tamtego dnia. Wszystkich to uderzyło, a on czuł się taki bezsilny. Obiecał ich bronić, a jej nie potrafił ocalić. Tylko dlatego posłuchał tej rady – podszeptu diabła. Tylko dlatego podjął taką decyzję – krzywdzącą dla niej. Dopiero po czasie zrozumiał, jak głupie to było.
– Tutaj jesteś – usłyszała.
Odwróciła się, by spojrzeć na małego człowieczka w garniturze z żółtym smoczkiem zawieszonym na szyi. Jego oczy i włosy były smoliście czarne, zaś na fetorze siedział zielony kameleon o wyłupiastych, żółtych oczach.
– Szukałeś mnie, Arcobaleno?
Tym był. Przeklętym stróżem żółtego smoczka, jednym z siedmiu najsilniejszych dzieci mafii. Reprezentował sobą Słońce. Najlepszy zabójca na świecie, a także ekskluzywny domowy korepetytor, Reborn, którego Dziewiąty Vongola przysłał do Japonii, aby przygotował Tsunayoshiego Sawadę do bycia szefem mafii.
– Owszem. Chciałem sprawdzić, jak się zadomowiłaś – odpowiedział.
Sylwetki jej towarzyszy rozpłynęły się tak nagle, jak się pojawiły. To nie było ich miejsce, choć w tej chwili i tak Reborn nie dostrzegłby ich. Nie miał takiej mocy.
– Dziękuję za troskę.
– To nie troska, lecz profesjonalizm. Dziewiąty…
– Nono wie, że umiem się o siebie zatroszczyć – przerwała mu chłodno. – Powiedz po prostu, że cię to ciekawi.
– To też – odparł rzeczowo.
Westchnęła ciężko. Nie podobał jej się ten pomysł, ale nie było innego wyjścia w tych warunkach. Nie mogła odmówić Dziewiątemu, gdy o to poprosił, choć uważała, że pewne osoby nie są tu potrzebne.
– Znam swoje obowiązki i wykonuję je tak, jak uważam za słuszne – powiedziała spokojnie. – Nie musisz się o to martwić. Jednak, jeśli wejdziesz w moje kompetencje, gorzko tego pożałujesz, Reborn.
– A co ty możesz mi zrobić? – zapytał rozbawiony.
– Wiele, Arcobaleno, naprawdę wiele. Pamiętaj, że jesteś kimś z zewnątrz – spojrzała na niego z chłodem. – Znasz umowę, więc nie mieszaj się do moich spraw.
– To samo dotyczy ciebie, Aki.
Zaśmiała się perliście. Było w tym śmiechu coś groźnego, choć na Rebornie nie robiło to żadnego wrażenia. Został ostrzeżony, że jest szalona i nieobliczalna. Nikt nie miał nad nią władzy chyba, że postanowiła inaczej.
– Postąpię zgodnie z wolą Nono, Decimo pozostawiając w twoich rękach. Nie odmówię mu jednak, jeśli poprosi mnie o pomoc.
– Sądzisz, że to zrobi?
Znał swojego ucznia i wątpił, żeby potrafił wyjść z taką inicjatywą. Pomimo odbytych już walk praktycznie się nie zmienił.
– Nie doceniasz mnie, Reborn.
– Jesteś zaledwie echem dawnych dni.
– Tylko, że ja byłam, jestem i będę w przeciwieństwie do ciebie, Arcobaleno, strażniku przeklętego smoczka.
Podniosła się chyba zbyt gwałtownie, bo dostrzegła na twarzy Reborna zadowolony uśmieszek. Nie do końca przypadli sobie do gustu, zabójca poczuł chyba konkurencję, ale nie zamierzała z nim walczyć. Oboje mieli określone zadanie do wykonania i tylko to się liczyło.
– Twoja sprawa, co zrobisz – powiedział. – Poobserwuję, może będzie zabawnie.
– Nie moja to rzecz – odparła. – Zajmij się tym, co masz zrobić. Resztę zostaw mnie.
Minęła go bez dodatkowych słów, więc nie widziała kolejnego uśmiechu na twarzy Reborna. Był naprawdę ciekawy, co ta dziewczyna ma w zanadrzu i jak na to zareagują Tsuna i reszta. Dziewiąty zabronił mu się mieszać, nie chcąc dodatkowego konfliktu. Nikt mu jednak nie bronił obserwacji poczynań czarnowłosej. Na razie poznawała jego podopiecznego. Po co? Tego nie wiedział. Nie potrafił jej rozgryźć. Może to przez to, kim była. Nie zamierzał tego zdradzać Tsunie. Niech sam zdecyduje, czy Aki jest dla niego bezpieczna czy nie. To też dobra lekcja dla przyszłego szefa.