Tagi

Ciepłe, niedzielne popołudnie tylko zachęcało do spędzania czasu na zewnątrz. Nic dziwnego, że Namimori stało się gwarne i tłoczne. Dzielnica handlowa, park, brzeg rzeki wypełniły się ludźmi: rodziny, grupki przyjaciół, zakochani, nawet samotnicy. Spacer, zakupy, rozrywki. Błękit nieba gwarantował udaną pogodę, ciepło słońca zapowiadało nadejście lata i wakacji, a sklepy, stoiska i lokale w dzielnicy handlowej zapraszały barwnymi witrynami do zajrzenia. Mieszkańcy chętnie z tego korzystali, odrywając się na trochę od codziennych obowiązków i oczekiwań.
Młoda Vongola również zamierzała wykorzystać ten czas na odrobinę rozrywki i Reborn wyjątkowo nie miał żadnych zastrzeżeń. Tsunę to dziwiło, Arcobaleno zachowywał się ostatnio dość podejrzanie, ale dotąd nie zdradził, o co chodzi. Do tego to jego ciągłe znikanie w ostatnich dniach. Nawet w szkole się nie pokazywał, jakby nagle zaczął respektować prośbę chłopaka, żeby tego nie robił. To jednak wzbudzało niepokój Sawady. Wiedział, że Reborn nieustannie coś knuje, żeby uprzykrzyć mu życie, a takie zachowanie mogło tylko przynieść kolejne kłopoty. Nie miał ochoty na powtórkę z Varią.
Dziś jednak dał sobie z tym wszystkim spokój. Miał spędzić czas ze swoimi przyjaciółmi i to się w tej chwili liczyło. Zwłaszcza, że pomysł wyszedł od Kyoko, która chciała pokazać Namimori Aki, żeby ta przestała czuć się tu obco. W pierwszej wersji miały iść tylko z Haną Kurokawą i Haru – z tą drugą Włoszka nie miała jeszcze do czynienia – ale wspólnie stwierdziły, że wyjście ze wszystkimi będzie dużo lepsze. Przynajmniej Aki ostatecznie się zadomowi, a oni oderwą się trochę od szkolnej codzienności.
Aki przyjęła ofertę z entuzjazmem, mając nadzieję zżyć się z nimi i poznać ostatnich członków grupy. Była zadowolona, że tak szybko traktują ją jak swoją, choć była tu dopiero od kilku dni. Wyglądało jednak na to, że plan przyjął się z sukcesem. Nawet jeśli niektórzy się na nią krzywili.
Nie była zachwycona, gdy zobaczyła z nimi Arcobaleno Słońca, ale zgodziła się na takie warunki i postanowiła go po prostu zignorować. W końcu miała nad nim przewagę i to on musiał na to uważać jako osoba z zewnątrz. Z pewnością był tego świadomy.
– Spóźniłaś się – mruknął Gokudera na powitanie.
Znał ją od kilku dni, a już jej nie znosił. Zupełnie nie rozumiał, jak reszta może z nią tak po prostu rozmawiać i pozwalać grać sobie na nosach. Widać przecież, że ta bezczelna dziewucha ukrywa coś, co może być niebezpieczne. Do tego to jej zachowanie. Gdyby nie inteligencja, której nie mógł jej odmówić, szczerzyłaby się do wszystkiego jak Yamamoto.
– Ciebie również miło widzieć, Hayato – uśmiechnęła się do niego.
No i jeszcze to.
– Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na ty – warknął.
– Gokudera, uspokój się, proszę – odezwał się Tsuna.
Próbował zrobić coś, żeby przestali skakać sobie do gardeł. Czy raczej, żeby to Hayato przestał, a Aki go nie prowokowała, ale jak dotąd bezskutecznie. Zupełnie nad nimi nie panował. Nawet jeśli chłopak uspokajał się na chwilę, to jedno jej słowo znowu zaczynało wszystko od początku. Chyba dziewczyna wzięła sobie za punkt honoru doprowadzać do wybuchów jego Strażnika Burzy. Tylko po co?
– Przepraszam, że musieliście na mnie czekać, Decimo – odezwała się Aki. – Jeszcze nie do końca się tu zadomowiłam.
Ta kwestia też była niepokojąca. Zdarzyło jej się to dotąd kilka razy, ale nie dało się nie zauważyć, że wobec niego używa włoskiego liczebnika „dziesiąty”. Dlaczego? Chyba nie chciał jej dziś o to pytać.
– Nic się nie stało, Aki. Nie musisz przepraszać.
– Widzę nowe twarze – spojrzała na dwoje nieznanych jej nastolatków. – Miło mi was poznać. Jestem Aki – ukłoniła się w japońskim stylu.
Dziewczyna stojąca obok Kyoko o ciemnobrązowych włosach spiętych w kucyka i takiegoż koloru oczach przyglądała jej się przez chwilę z dozą podejrzliwości. Nie dało się nie zauważyć, że Aki i Tsuna dobrze się dogadują.
– Haru Miura. Mnie również miło – w jej głosie jednak nie było słychać żadnego niepokoju.
Aki uśmiechnęła się kątem ust. Mając informacje na temat dziesiątego pokolenia, nie musiała długo się zastanawiać, o czym myśli Haru. Nie zamierzała jej jednak prowokować, bo to niczego by nie zmieniło. Zresztą drażnienie Gokudery było o wiele przyjemniejsze.
– Ryohei Sasagawa – przedstawił się chłopak o białych, króciutkich włosach i szarych oczach.
Nos miał zaklejony u nasady plastrem, zaś nad lewą brwią starą bliznę.
– Jesteś bratem Kyoko. Chyba minęliśmy się na korytarzu szkoły – stwierdziła Aki.
– To ekstremalnie możliwe – potwierdził.
– Braciszek chodzi do naszej szkoły, zaś Haru do Gimnazjum Midori – wyjaśniła Kyoko.
– To wiele wyjaśnia – uśmiechnęła się Aki.
Chwilę później wymieniała już uwagi na temat Namimori z nowymi przyjaciółmi. Jak poprzednio bardzo szybko złapała kontakt z bliskimi Tsuny, zyskując ich zaufanie. Poszło nawet szybciej, niż podejrzewała.
W ten sposób spędzili kolejnych kilka godzin. Fuuta podzielił się rankingami dotyczącymi ciekawych miejsc, dziewczyny wyjątkowo nie odmówiły sobie czegoś słodkiego, Lambo i I-Pin biegali na wszystkie strony i trzeba było ich pilnować. Każdy miał miejsce, do którego chciał dzisiaj zajrzeć. Czy to salon gier czy księgarnia, a nawet cukiernia. Odwiedzili wszystkie te miejsca, dobrze się bawią i odprężając. Szkoła i mafia przestały się liczyć, byli tylko grupą przyjaciół spędzającą beztrosko czas.
W końcu usiedli w parku. Dziewczyny miały oko na dzieciaki biegające tam i z powrotem. Aki spoczęła wraz z Tsuną i jego Strażnikami. Przez chwilę obserwowała ten sielski obrazek, uśmiechając się pod nosem. Coś jej to przypominało. Jednocześnie czuła ciepło i ból w sercu.
– Zgrana z was rodzina – odezwała się.
– Rodzina? – Tsuna zakrztusił się napojem, który właśnie pił.
Spojrzała na niego z rozbawieniem. Takiej reakcji się spodziewała. W końcu Sawada nadal myślał, że może przed tym uciec.
– A czy przyjaciele nie są dla ciebie jak rodzina? – zapytała.
– To chyba trochę za duże słowo – mruknął.
– Można odnieść wrażenie, że kojarzy ci się negatywnie – zasugerowała rozbawiona.
Droczenie się z Sawadą sprawiało jej taką samą przyjemność jak w przypadku Gokudery, choć z Tsuną bardziej uważała na to, co mówi. Nie zapominała, że to on będzie niedługo rządzić całą Vongolą. Już za to należał mu się szacunek, choć respektu nadal nie czuła. Wiedziała jednak, że to przyjdzie z czasem.
– W ustach Włoszki może zabrzmieć trochę dwuznacznie – wyjaśnił.
Nie czuł się komfortowo w tej rozmowie, ale to mogła być też szansa, żeby odkryła swoje motywy. Spojrzał szybko na Reborna, jakby oczekiwał od niego poparcia, ale ten tylko obserwował wymianę zdań z tym swoim uśmieszkiem. Tak jakby mówił „radź sobie sam, Beznadziejny Tsuno”.
– Jak? – zapytała, patrząc na niego uważnie.
– No wiesz.
– Nie wiem.
– Dziesiąty mówi o sugestii, że słowo „rodzina” rozumiesz jako „mafia” – odezwał się Gokudera.
I on wyczuł ten moment, przychodząc Tsunie z pomocą. Chciał sprawdzić jej reakcję. To mogłoby jednoznacznie powiedzieć, czy ma coś wspólnego z tym światem czy nie. Jednak Aki tylko się zaśmiała rozbawiona.
– To brzmi szczególnie podejrzanie w ustach Włocha – odparła. – I dla jasności: spędziłam większość życia we Włoszech, ale jestem rodowitą Hiszpanką.
Gokudera trochę się zaczerwienił, po czym zmierzył ją wściekłym spojrzeniem. Nie podobały mu się te gierki.
– Nie odwracaj kota ogonem – warknął.
– Nic nie sugeruję – odparła spokojnie. – A nawet jeśli, czy to coś złego?
– To by oznaczało, że masz z nią coś wspólnego.
– Skąd ta myśl?
– „Decimo” oznacza „dziesiąty” po włosku. Kilka razy nazwałaś tak Dziesiątego. Pochodzisz z Włoch i przyczepiłaś się akurat do Dziesiątego, ogłaszając się jego Prawą Ręką – wyliczył Gokudera. – To jest podejrzane.
– Tylko dla kogoś, kto sam należy do mafii, Hayato – uśmiechnęła się. – Przy tak beztroskim zachowaniu nie trudno zebrać o was wystarczające informacje.
W tym momencie Gokudera sięgnął po dynamit, Yamamoto i Ryohei spoważnieli, a Tsuna niemal podniósł się z miejsca. Tylko Reborn się nie ruszył, obserwując wszystko z lekkim uśmiechem.
– Zamierzasz zrobić mi krzywdę, Hayato? – zapytała Aki.
Wydawało się, że jej to w ogóle nie rusza. Nadal była uśmiechnięta i rozluźniona, choć wyczuwała ich nastroje. Dalekie od spokojnych.
– Wszystko zależy od twojej odpowiedzi. Kto cię tu przysłał? – warknął.
– Możesz schować dynamit, zanim dziewczyny coś zauważą i zaczną pytać. Nie trzeba ich tym kłopotać, a ja już wam mówiłam. Nie przybyłam do Namimori, żeby was skrzywdzić.
– Niby czemu mielibyśmy ci wierzyć?
– A stracisz coś na tym, Hayato? Możesz mi zaufać.
– Jeszcze czego – prychnął.
Zaśmiała się krótko. Podniosła się z miejsca i otrzepała sukienkę. To nadal ona kontrolowała sytuację.
– Decimo, zbierz swoich Strażników jutro po szkole na dachu. Usłyszycie co nieco.
– Możesz nam to powiedzieć teraz – warknął Gokudera.
– Nie ma tu wszystkich – odparła spokojnie. – Poza tym nie musimy w to wciągać postronnych. Decimo tego nie chce.
Tsuna przyglądał jej się uważnie i jako jedyny bez podejrzliwości. Może to głupie, ale wierzył jej i pomimo przynależności do mafii ufał. To było coś takiego jak przy Dino tylko bardziej odczuwalne i bez ten nuty groźby. Od Cavallone czuć było, że jest szefem. Aki bazowała na czymś, czego jeszcze nie potrafił określić.
– Lambo i tak tego nie zrozumie – powiedział.
– Przyjdzie czas, kiedy zrozumie. Każdy kiedyś dorasta. Wystarczy dać mu na to szansę.
Spojrzała gdzieś ponad ramieniem Gokudery, uśmiechając się nieco smutno, po czym skłoniła im się lekko i ruszyła w stronę wyjścia z parku.
– Idziesz już, Aki? – zapytała Haru, odrywając się na chwilę od zabawy z Lambo.
– Mam coś jeszcze do załatwienia. Dziękuję za miłe popołudnie.
– Nie ma za co.
Aki pomachała im i poszła w swoją stronę. Gokudera podniósł się z zamiarem pójścia za dziewczyną. Chciał wiedzieć, co robi, gdy nie jest z nimi. Nie ufał jej ani odrobinę.
– Zostaw ją – odezwał się Reborn. – Niczego się nie dowiesz.
Wiedział, że z Aki to nie przejdzie i Gokudera wróci z niczym. W tej sprawie nie należało się śpieszyć. I tak wszystkiego się dowiedzą.
– Poczekajcie cierpliwie do jutra – orzekł.

~ • ~

Chrome siedziała zwinięta w kącie, czekając, aż Chikusa i Ken wrócą. Najwyraźniej wyszli, kiedy ona zasnęła, pewnie do sklepu po coś do jedzenia. Drgnęła nieco zbyt nerwowo, gdy w drzwiach znów pojawiła się ta dziewczyna, Aki. To prawdopodobnie ona podrzucała im jedzenie przez ostatnie dni, choć Chrome nie była pewna, czy to na pewno Tsuna ją przysyła. Nie miała nic przeciwko szefowi, ale jakoś do tej pory nie interesował się tym, co się z nią dzieje poza walką. Zresztą nigdy nie chciała takiego zainteresowania. Ważne, że w ogóle stała się komuś potrzebna. Poza tym Aki nie wyglądała na kogoś, kto wypełniałby takie polecenia. Raczej robiła to z własnej inicjatywy. Była przy tym dość swobodna, choć niczego jej nie narzucała. Tak jakby wiedziała wszystko o tym, co jest tutaj.
– Hej – uśmiechnęła się Aki. – Wszystko w porządku?
Chrome kiwnęła głową. Trochę się jej obawiała, choć złotooka nie wydawała się niebezpieczna. Przede wszystkim nie zachowywała się tak, jakby chciała ją skrzywdzić. Mimo to nie rozumiała, czemu tu przychodzi. Czy naprawdę miała ku temu powody?
Aki usiadła na starej sofie, przyglądając się dziewczynce. Nadal widziała obawy i strach dziecka, które nie zaznało w życiu miłości. Ciężko było nawet zacząć rozmowę na błahe tematy. Chrome nie należała do osób rozmownych, więc tu potrzeba było dużo więcej czasu i innych metod niż przy pozostałych.
Nie minęło dużo czasu, gdy coś się zaczęło dziać. Chrome została otoczona przez mgłę, a gdy chmura opadła, w jej miejscu stał chłopak o granatowych włosach ułożonych w ten sam sposób co Strażniczka Mgły, jednym granatowym, drugim zaś czerwonym oku w mundurku Kokuyo. W dłoni ukrytej w rękawiczce trzymał trójząb.
– Kufufu – zaśmiał się.
– Mukuro Rokudo – orzekła spokojnie Aki.
– Nagi poświęca ci ostatnio wiele myśli, mimo że jesteś tylko echem dawnych dni – odparł.
– Jesteś dobrze poinformowany jak na więźnia Vindice – stwierdziła z podziwem. – Choć nie powinno mnie to dziwić. Powiedziałeś Chrome, kim jestem?
– Nie wtrącam się w sprawy zgniłej mafii.
Obserwowali się wzajemnie. Aki była go dość ciekawa, bo był niejednoznaczny. Nienawiść do mafii podyktowana tym, jak jego własna rodzina go potraktowała, opieka nad tą porzuconą przez świat dziewczynką podobno, aby ją jedynie wykorzystać, pojawianie się, gdy uzna za stosowne. Idealna osoba, żeby wbić nóż w plecy szefa. A jednak stał się jednym ze Strażników, o którego Decimo się troszczył.
– Może nie jest już taka zgniła – uśmiechnęła się.
– Kufufu. Twoje słowa mają niewielką wartość w tej kwestii.
– Nie odmawiam prawa krwi na rękach tych, z którymi żyłam. Wszyscy popełniamy błędy, mamy swoje słabości, ale każdy ma coś, co chce chronić za wszelką cenę.
Zrozumiał aluzję w jej słowach i uśmiechnął się nieco bardziej.
– Chyba mnie przeceniasz.
– A czy nie chronisz Chrome na swój własny sposób?
Tuż przed Aki niespodziewanie wyrósł słup ognia. Nie poruszyła się jednak, wiedząc, że to iluzja. Chyba Mukuro jej nie docenił, sądząc, że może ją przestraszyć. Zwłaszcza czymś takim.
– Lepiej, żebyś niczego nie kombinowała – powiedział spokojnie. – Nie lubię, gdy ktoś straszy moją słodką Nagi.
– Z mojej strony nie grozi jej niebezpieczeństwo. Wiesz, kim jestem i co jest moim obowiązkiem, więc ta zabawa nie ma sensu.
Filar ognia zniknął. Mukuro był pod wrażeniem, bo uśmiech Aki początkowo nie sugerował, że gra w otwarte karty. Spodziewał się wielu rzeczy, ale niczego nie mógł być pewien. Prócz jednego.
– Ciekawe z ciebie stworzenie.
– Zadbam o Chrome – obiecała. – Nie stanie jej się krzywda.
– Nie wierzę słowom zgniłej mafii.
– A czynom?
Mukuro zaśmiał się rozbawiony. Nie sądził, że to spotkanie będzie tak interesujące, choć równie dobrze tej dziewczynie mogło nie zależeć. Istniała i niewiele można było jej zrobić, więc niestraszne jej większość gróźb. A może to po prostu kwestia tego, że widziała już niemal wszystko?
– Jesteś zbyt pewna siebie, echo.
– Moje imię to Aki, Mukuro.
– Aki, ciebie również można zniszczyć. Pamiętaj o tym.
Rokudo zniknął, a Chrome zsunęła się po ścianie osłabiona po użyciu przez niego mocy Mgły. W tym momencie w drzwiach stanęli przyboczni Mukura, którzy obecnie towarzyszyli Dokuro. Ken Joshima – blondyn o dość dzikim wyglądzie, brązowych oczach i bliźnie ciągnącej się przez policzki i nasadę nosa – oraz Chikusa Kakimoto – brunet w obdartej czapce, o niebieskich oczach za okularami i tatuażu na lewym policzku przypominającym kod kreskowy.
– To był głos pana Mukura!
– Już go tu nie ma – orzekła Aki, zwracając na siebie ich uwagę.
– Kim ty jesteś? – warknął Ken. – Co tu robisz?
Obaj byli podejrzliwi wobec niej, ale to blondyn pierwszy przygotował się do ataku. Zamierzał chronić to miejsce. Ich miejsce.
Aki podniosła się z miejsca i spojrzała na Chrome, która się nie odezwała, odkąd Mukuro odszedł.
– Pójdę już. Nie jestem waszym wrogiem, Kenie Joshima – podeszła do chłopaków. – Mam nadzieję, że kanapki smakowały.
Wskazała kąt jego ust, gdzie został sos. To go zdeprymowało na tyle długo, że Aki zdążyła wyjść, zanim blondyn zareagował. Wypadł za nią na korytarz, lecz jej już nie było. Nie zdążyłaby dotrzeć do schodów w ciągu tych kilkunastu sekund, poza tym słyszeliby kroki, więc wyglądało to tak, jakby się rozpłynęła.

~ • ~

Patrzyła na budynek, wsłuchując się w krzyki dochodzące z jego wnętrza. Niedługo się uciszyły, bo i nie było po co krzyczeć. Nikogo to nie ruszało, a jej już nie dopadnie. Nie mógł wiedzieć, że został okpiony z premedytacją. To nie było zresztą takie ważne. Liczyło się coś innego.
Na moment odwróciła spojrzenie. Wyczuła jego obecność, choć musiała przyznać, że z niewielkim zaskoczeniem.
– Nie sądziłam, że będziesz chciał ze mną rozmawiać – odezwała się.
– Twoja obecność tutaj mówi co innego – odparł.
Wiedział, że Aki nie czuje się w jego obecności komfortowo. Nigdy nie czuła. Był jedyną osobą, która tak na nią działała. Nie ułatwiał jej tego. Ta niejednoznaczność i narzucona niepewność. Jest czy nie ma? To do niego pasowało.
– Zawsze może to być tylko płonna nadzieja – odpowiedziała.
– Nic się nie zmieniłaś.
– Gdybym tylko mogła – uśmiechnęła się pod nosem.
– Interesujący z niego człowiek – zmienił temat. – Choć ma słaby punkt.
– Każdy ma.
Przyglądała mu się, próbując odgadnąć, co myśli. Nie było to takie proste. Sztukę oszustwa opanował do perfekcji, sprawiając trudności w odczytywaniu jego intencji. Czy to właśnie urodziło niechęć pozostałych wobec niego? Nigdy nie odpowiedzieli jej na to pytanie.
– Przypominają was bardziej niż pozostali – zauważyła.
– Wątpię, żeby to był najlepszy wybór – odparł. – Te dzieciaki w ogóle nie pasują na następców.
– Każde pokolenie przynosi zmianę. Ten wybór należał do Primo.
– Primo – prychnął. – Głupiec zawsze pozostanie głupcem. To nie oznacza żadnej zmiany.
– Naprawdę tak sądzisz?
– Takim gadaniem nikogo nie ochronią – orzekł. – Zero siły, zero ambicji, zero realizmu.
– Kiedyś sam w to wierzyłeś. Broniłeś tych ideałów, więc dlaczego?
Odpowiedział jej tylko cyniczny uśmiech. Mogła pytać, ale prawda była poza jej zasięgiem. Pogodziła się z tym dawno temu, choć nadal czuła gniew z tego powodu.
– Możesz z tego kpić, ale ja w nich wierzę. Mają wolę do tej zmiany. Do obrony tej idei, którą stworzyliście. By sprostać woli Primo.
– Zawsze byliście głupcami.
Zostawił ją z tymi słowami i z niepewnością w sercu. Nie rozumiała, choć bardzo chciała. Może właśnie ten rozdźwięk sprawił, że nie o wszystkim wiedziała. By nie traktować go wrogo. Oni już nie potrafili, ona miała być pomostem pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Rozdźwięk pokolenia był niepotrzebny, bo oznaczałby upadek. Do tego dopuścić nie mogli.