Tagi

, ,

Chmury często zapowiadają Deszcz, który towarzyszy Burzy. I właśnie to miejsce należy do niego, choć nie darzę go aż taką sympatią jak innego deszczowego szermierza. Może odrobinę niesłusznie. W końcu nawet z baseballowego świra można stać się kimś, na kogo należy zwracać uwagę 🙂

„Błogosławiony Deszcz rozstrzygający i gaszący wszelkie konflikty”

Krople deszczu coraz mocniej uderzały o ziemię, mocząc wszystko dookoła. Jeszcze przed chwilą w ogóle nie zapowiadało się na zmianę pogody, a teraz wszystko było mokre. Niby jednostajny dźwięk, a przecież tworzył tak zróżnicowaną muzykę, uderzając o asfalt, szyby, ściany, liście. Wystarczyło się wsłuchać. W gorący dzień był niczym błogosławieństwo dla spieczonej słońcem ziemi. Czasami spadały tylko pojedyncze krople, czasami strugi zmywające wszystko na swej drodze. Jak teraz.
Przystanęła i spojrzała w zachmurzone niebo, z którego spadały kolejne krople wody. Wsłuchała się w tę niezwykłą muzykę, którą mógł stworzyć tylko deszcz. Dawniej wtórowała mu jeszcze jedna melodia. Pamiętała, jak siadywał przy oknie i wyciągał flet, uciszając tym samym wszelkie kłótnie. W jego obecności każdy odczuwał spokój nawet, gdy było źle. To łagodne spojrzenie uciszało każdą burzę pomiędzy członkami Rodziny, choć czasami stawało się twarde i nieugięte. Błogosławiony deszcz kończący każdy konflikt.
To jemu zawdzięczała swoje imię. Chyba jako jedyny nigdy nie skrzywił się na myśl, że jest gdzieś obok. Czasami pogroził jej palcem, gdy przesadzała, ale też umiał doradzić, gdy nastał taki czas.
– Aki, no chodź! – usłyszała Tsunę.
Została kilka metrów za nimi już kompletnie przemoczona. Żadne z nich nie było przygotowane na zmianę pogody, więc teraz niemal na wyścigi biegli do najbliższego w tej chwili domu Yamamoto, żeby przeczekać ulewę. Dogoniła ich z radosnym uśmiechem na ustach.
– Tobie to żadna pogoda jest niestraszna – westchnął Tsuna, gdy znaleźli się już pod dachem.
– Niebo akceptuje każdą pogodę – odparła. – I w każdej jest odrobina piękna.
Wysuszyli się trochę i zebrali w pokoju Takeshiego. Chłopcy siedzieli w wilgotnych podkoszulkach, Aki zaś pożyczyła coś suchego od Strażnika Deszczu. Dla niego było to trochę krępujące, lecz czarnowłosa tylko się uśmiechnęła.
– Nic na to nie poradzisz. Jest ciepło, wszystko zaraz wyschnie.
Usiadła w pobliżu okna, obserwując, jak Wola Pierścienia Deszczu przykłada flet do ust i gra kolejną ze swych melodii. Pozostali obecni członkowie Pierwszej Rodziny również ucichli, przysłuchując się muzyce deszczu.
– Aki.
Spojrzała na Tsunę, który chyba coś do niej mówił, sądząc po prychnięciu Gokudery.
– Wybacz. O coś pytałeś?
– Włosy ci się skręcają.
Zerknęła na rozpuszczone pasma, które były pofalowane bardziej niż zwykle. Chwilę później na jej głowie wylądowała dłoń G, który lubił jej dogryzać z tego powodu.
– Od deszczu – wyjaśniła. – Nic nie pomaga. I nie jestem żadną owieczką – ostrzegła ich, co rozbawiło Wole Pierścieni.
G wyszczerzył do niej zęby zadowolony, że choć raz to on jej dopiekł, a nie odwrotnie.
– Zawsze mogą być jak u tej głupiej krowy – warknął Gokudera.
– Takie są ładniejsze – rzucił Yamamoto.
– Choć jeden wychowany Strażnik – zaśmiała się. – Dziękuję, Takeshi. Chociaż ty mnie doceniasz.
Rzuciła prowokujące spojrzenie Hayato, któremu nie trzeba było dwa razy powtarzać zaczepki. Zachmurzył się widocznie i odparł:
– Strażnicy nie są od prawienia ci komplementów. Możesz wracać, skąd przyszłaś.
– Ranisz moje uczucia, Hayato – powiedziała smutno, pociągając nosem.
– Jakby mnie to obchodziło.
– Hayato mnie nie lubi – odwróciła się ostentacyjnie do okna.
Tsuna i Yamamoto oraz Pierwsze Pokolenie, o czym chłopcy jeszcze nie wiedzieli, spojrzeli na niego oskarżycielsko. Ci drudzy wiedzieli, że Aki udaje obrażoną, nie dali się zwieść jej teatralnym pociąganiom noska.
– Gokudera, chyba trochę przesadziłeś – odezwał się Sawada.
– Przepraszam – powiedział Hayato – owieczko.
– Nie jestem owieczką! – krzyknęła na niego, czerwieniąc się lekko.
Złapała za poduszkę z łóżka Yamamoto i cisnęła nią w Strażników Burzy. Jednak w żadnego nie trafiła. Gokudera wyszczerzył się wrednie nieświadomy, że G zrobił to samo.
– Nasza owieczka nie ma cela.
– Nie gadam z wami – założyła ręce na piersi, naprawdę się obrażając.
Nic nie dawały żadne próby przebłagania dziewczyny. Dziesiąte Pokolenie nie miało na to żadnych szans, nie pomogła nawet obietnica, że nie będą jej już nazywać owieczką.
– Nie to nie – rzucił w końcu Gokudera. – Jakbyśmy mieli czas na twoje fochy.
Aki prychnęła, kątem oka dostrzegając spojrzenie G pod tytułem „Ty jeszcze nie znasz kobiecych fochów, człowieku”.
– I czego prychasz? – mruknął Hayato. – Przeprosiłem. Czego jeszcze chcesz?
– No już – dodał Yamamoto. – Przecież wiesz, że żartowaliśmy, Aki.
– No okej, ale jeszcze raz usłyszę słowo „owieczka”, to mnie popamiętacie. Wszyscy – podkreśliła.
– Przyjęliśmy – Yamamoto zasalutował jej ze śmiechem, a Ugetsu zatkał buzię G, który chciał ją jeszcze podrażnić.
Aki zaśmiała się na ten widok, po czym spojrzała tęsknie za okno.
– Przestało padać – stwierdziła. – Szkoda. Lubię tę melodię.
– Melodię? – zapytał Tsuna.
– Melodię deszczu – odparł Yamamoto.
Przez chwilę spoglądał na niebo za oknem, jakby zawiedziony, po czym wrócił do swojego normalnego zachowania i uspokajał kolejną sprzeczkę pomiędzy Hayato a Aki.