Tagi

Miało być trochę inaczej, lecz w czasie pisania okazało się, że wcześniejszy pomysł trochę kulał. Finalna wersja jednak wygląda dobrze, więc bez obaw zapraszam na „Prolog”, a następnym razem na pierwszą część opowiadania.

Jeden, pojedynczy strzał. Tylko tyle potrzeba, aby odebrać życie i doprowadzić do tragedii. Nikt nie żyje sam. Choćbyśmy tego bardzo chcieli, nie można być samym. Interakcje z innymi ludźmi są dla nas naturalne, wpisane w nasze życie. Każdy ma rodzinę, przyjaciół, znajomych. Śmierć sprawia, że ich wszystkich tracimy, a oni tracą nas. Śmierć to zawsze tragedia, bo choć wpisana w cykl życia, to nie potrafimy się z nią pogodzić. Zawsze jest za szybko, zbyt niespodziewanie. Nie ma możliwości, żeby się na nią przygotować.
Ciężko pogodzić się ze stratą. Gdy kogoś kochasz, chcesz go mieć na zawsze. Może to egoistyczne, ale każdy chce mieć swoich bliskich obok siebie. To naturalne. Strata zaś pozostawia dziurę w sercu. Nieprzyjemna pustka po osobie, która była dla nas ważna. Nigdy już się nie uśmiechnie, nie powie żadnego słowa, nie spojrzy z miłością. Wszystko się skończy wraz ze śmiercią. Jak żyć, gdy zabraknie tej najbliższej sercu osoby? Nikt nie umie na to odpowiedzieć, choć powinno to być naturalne. Nikt nie lubi śmierci.
Jeden, pojedynczy strzał rozdziera spokojne popołudnie, doprowadzając do tragedii. Delikatne, dziewczęce ciało zostaje brutalnie splugawione kulą, która rozerwała skórę, mięśnie i wnętrzności. Ból przesłania wszystko. Suknia zostaje przebarwiona czerwienią, która kapie również na ziemię. Krzyki przestraszonych świadków, przerywają swe działania, by spojrzeć na nich dwoje.
Ten jeden raz nie wie, jak się zachować. Przecież tyle razy widział podobną scenę. Powinien być przygotowany, wiedzieć, co powinien zrobić, ale panika przesłoniła rozsądek. Gdyby mógł zatamować krwotok… Ta straszna myśl sprawa, że jego ruchy są wolniejsze, a myśli mniej klarowne. Widzi, że rana jest śmiertelna. Nic jej nie pomoże. Za kilka chwil straci ją bezpowrotnie. Jego anioł umiera, a on nic nie może zrobić. Jest bezsilny.
Mimo własnego strachu szepcze uspokajająco, że wszystko będzie dobrze. Przecież ona też musi się bać. Odepchnęła go, może chciała uratować oboje, ale kula rozszarpała jej ciało. Jest taka młoda, jeszcze nie czas na nią. Musi się bać śmierci. To normalne. Każdy się boi.
Wyciąga do niego rękę i gładzi policzek. Uśmiecha się delikatnie jak zawsze. W jej oczach, pięknych, niemal złotych oczach jest ból.
– Cieszę się, że nic ci nie jest.
Jej głos jest już ledwo dosłyszalny. Mimo to martwi się tylko o niego. Pierwszy raz od lat w jego oczach stają łzy. To on powinien umrzeć, nie ona. Jest na to zbyt niewinna. To nie tak powinno być.
Dłoń opada bezwładnie, spojrzenie staje się puste, oddech ustaje. Nieważne, jak bardzo zaklina los, nie budzi się. Śmierć odebrała mu najcenniejszą osobę na świecie.
Nikt nie powstrzymuje mężczyzny z zakrwawionym ciałem dziewczyny na rękach. Ślady krwi są wszędzie, kropelki nadal barwią drogę, zaznaczając kierunek. Nic się dla niego nie liczy, na nic nie zwraca uwagi. Idzie w sobie znanym kierunku z oczami utkwionymi w twarzy martwej. Może liczy na cud, na to, że otworzy oczy i uśmiechnie się ponownie w sposób przeznaczony tylko dla niego. A może nie ma już złudzeń i chce tylko zapamiętać jej oblicze.
W rezydencji też nikt go nie zatrzymuje. Wszelka praca ustaje, wszyscy patrzą w szoku na tę scenę. Jeszcze nie tak dawno widzieli ją pełną życia, a teraz zimne ciało spoczywa w jego ramionach. Jest głuchy na płacze, słowa i wołania. Nic go nie obchodzi.
Ramieniem popycha niedomknięte drzwi gabinetu i wchodzi do środka. Dopiero tu podnosi wzrok pełny rozpaczy i prośby o pomoc. Nogi się pod nim uginają i pada na kolana, ale ciała nie puszcza.
– Elena…
Mężczyzna zza biurka wstaje gwałtownie i podbiega do przyjaciela. Sam jest w szoku. Dotyka policzka dziewczyny, ale bez tego wie, że za późno na jakiekolwiek działania. Dla niej nic już nie zrobi. Nawet on nie ma takiej mocy.
– Zrób coś.
Te dwa słowa nasączone w rozpaczy i bólu sprawiają, że podnosi wzrok na przyjaciela. Na tego, którego wielu się boi, a teraz jest taki bezbronny. Na to nie byli gotowi. Gdyby tylko mogli oszukać śmierć…