Tagi

Nieczęsto można było zobaczyć złego Tsunę. Owszem, złościł się na wiele rzeczy: na wymysły Reborna doprowadzającego go do szału, na Lamba, który nigdy nie słuchał i przynosił rozgardiasz, gdziekolwiek się pojawił, na beztroskę mamy, która pozwoliła zamieszkać z nimi bandzie młodocianych zabójców. Czasami była to złość na samego siebie, że czegoś nie może zrobić, choć bardzo chciał. Były to jednak łagodne wybuchy, które szybko się rozmywały w codzienności. Nigdy nie gniewał się zbyt długo. Naprawdę zły był może parę razy w życiu i zwykle dotyczyło to spraw poważnych. Ostatnio taka złość związana była z Konfliktem Pierścieni i narażeniem żyć wszystkich przez ambicje Xanxusa.
Pierwszy dopadł drzwi, gdy rozległ się dźwięk dzwonka. Doskonale wiedział, kto właśnie przyszedł.
– Dzień dobry, Decimo – uśmiechnęła się Aki. – Przyniosłam Lambo obiecane słodycze.
Dostrzegła cień na jego twarzy. Krótkie spojrzenie na Giotta potwierdziło, że Tsuna już o wszystkim wie.
– Musimy porozmawiać – oznajmił.
Pokiwała głową, wiedząc, że tego nie uniknie. Gdy Tsuna zaprosił ją do środka, posłusznie weszła, ściągnęła buty i pozwoliła zaprowadzić się na górę. Nim jednak Tsuna zdążył o cokolwiek zapytać, do pokoju wpadł Lambo.
– Aki, masz dla mnie słodycze? – pociągnął ją za rękaw.
– Tak, proszę. I podziel się z resztą – uśmiechnęła się do malca.
Ten odebrał z radością paczkę i miał wybiec, gdy powstrzymał go głos Tsuny:
– Lambo, co się mówi?
Coś w tonie młodego szefa kazało chłopcu postąpić zgodnie z jego życzeniem.
– Dziękuję – rzucił szybko.
– Nie ma za co.
Lambo wybiegł i po chwili z dołu było słychać wesołe przekomarzanki pomiędzy dziećmi. To jednak nie było teraz ważne. Nie w obliczu gniewu szefa. Aki zgięła się w ukłonie.
– Przepraszam, że działałam bez twojej wiedzy, Decimo.
Tsuną nadal targał gniew, ale też nie mógł zmusić się do wygarnięcia dziewczynie w obliczu tego aktu skruchy.
– Prosiłem, żebyś nie wciągała Kyoko i Haru w sprawy Vongoli – powiedział. – Przecież to mogło być niebezpieczne.
– Mogę wyjaśnić? – zapytała, nie podnosząc głowy.
– Nie stój tak przede mną – mruknął nagle speszony.
Sam nie do końca czuł się w tej sytuacji komfortowo. Nie był szefem, nie chciał być, a i tak wszyscy go tak traktowali. Był zły na Aki za to, co zrobiła, choć wiedział, że miała jakieś swoje powody, o których mu jeszcze nie powiedziała. Niczego nie robiła bez zastanowienia. Po prostu nie chciał, żeby komuś się coś stało.
Aki wyprostowała się, dzięki czemu Tsuna odzyskał komfort. Nigdy nie wiedział, co zrobić z Gokuderą, który uderzał czołem w podłogę za każdym razem, gdy coś narozrabiał. Aki, co prawda, nie zachowywała się z aż taką przesadą, ale to nadal nie było zbyt miłe.
– Usiądź. Przyniosę coś do picia i wtedy mi wszystko wyjaśnisz.
– Mogę pójść…
– Nie – powiedział twardo. – Jesteś gościem.
Kiwnęła głową i usiadła na poduszce przy stoliku. Nie czuła się komfortowo w sytuacji, gdy na chwilę została sama z Wolą Pierścienia Nieba, niczego wcześniej nie wyjaśniając. Nie tak to planowała.
– Chyba wolałabym, żeby na mnie pokrzyczał – westchnęła. – Ty też zawsze miałeś taką minę, gdy czułeś zawód czyimś zachowaniem.
– Na niektórych to i tak nie działało – odparł Giotto.
– Ale było dotkliwszą karą niż cokolwiek innego. Nawaliłam, co?
– Znałaś konsekwencje.
– Nie sądziłam, że tak szybko mu doniosą. Przecież wiesz, że zamierzałam mu powiedzieć.
– Wiem.
Giotto pogłaskał ją po włosach i uciszył. Tsuna właśnie wrócił z sokiem i dwoma szklankami. Było jeszcze za wcześnie na historię o Aki, a teraz, skoro był zły, lepiej nie dokładać mu powodów do gniewu.
– Wiem, że wydaje się, że złamałam obietnicę – zaczęła, gdy Tsuna usiadł. – Zanim zorganizowałam to spotkanie, dokładnie to przemyślałam. Nie powiedziałam nic wcześniej, bo obawiałam się, że się nie zgodzisz albo będziesz chciał to osobiście kontrolować. Wiem, że nie powinnam działać bez twojej wiedzy i zgody, ale to było konieczne. Jak wiele wiesz o Chrome?
– Mukuro utrzymuje ją przy życiu dzięki iluzji organów, które straciła. Za jej pośrednictwem tata dogadał się z Mukurem, by ten był Strażnikiem Mgły – odpowiedział.
– Chrome Dokuro nie jest jej prawdziwym imieniem. Zostało jej nadane przez Mukura, gdy zawarł z nią kontrakt po wypadku, któremu uległa kilka tygodni przez Walką Mgły w czasie Konfliktu Pierścieni. Gdyby nie Mukuro, obecnie nie byłoby jej wśród żywych. We wcześniejszym życiu nie miała przyjaciół, a rodzice się nią nie interesowali. Dlatego jest taka cicha i nieśmiała. Nikt wcześniej nie okazał jej życzliwości. Dopiero Mukuro. Można powiedzieć, że to taka więź jak pomiędzy tobą a Hayato – uśmiechnęła się lekko. – Oczywiście pomijając różnicę charakterów.
– A co mają z tym wspólnego dziewczyny? – zapytał.
– Nie twierdzę, że Mukuro jest złym człowiekiem. Ma swoje powody, aby zachowywać się w taki sposób, w jaki się zachowuje. Dla Chrome stał się całym światem, a to może się na niej zemścić pewnego dnia. Dlatego chcę, aby miała też coś innego, na czym może się oprzeć, gdy Mukura nie będzie obok. Kyoko i Haru to dobre dziewczyny. Wiem, że dobrze zaopiekują się Chrome i przyciągną ją do nas po to, by wspólnie żyć.
– Co na to Mukuro? – zapytał Reborn, który zjawił się chwilę wcześniej.
Tsuna nawet go nie zauważył i teraz wzdrygnął się lekko. Aki zmierzyła Arcobaleno chłodnym spojrzeniem. Jemu nie zamierzała się tłumaczyć.
– Reborn, mówiłem, że sam z nią porozmawiam.
– Jesteś za łagodny, głupi Tsuno. I pewnie jak zwykle zadajesz złe pytania – Arcobaleno spojrzał na Aki, oczekując odpowiedzi.
– Nie wydawał się rozwścieczony, gdy z nim rozmawiałam. Nie sądzę, żeby się wtrącał, skoro Chrome wyglądała na zadowoloną ze spotkania. Nie padło ani jedno słowo o mafii. Dziewczyny nie są zagrożone.
– Chyba nie zabierzesz ich do Kokuyo? – zapytał Reborn.
– Nie jestem tak lekkomyślna, Arcobaleno – odparła z chłodem. – Więc zamilknij.
Reborn zmroził ją spojrzeniem, ale Aki nawet nie drgnęła. Za to atmosfera stała się napięta.
– Przestańcie – zażądał Tsuna. – To nie czas na wasze kłótnie.
– Wybacz, Decimo. Jak już mówiłam, poprosiłam Kyoko i Haru, żeby zaprzyjaźniły się z Chrome. Nie wiedzą nic o mafii, Vongoli i obowiązkach Strażników, więc mogą dać Chrome namiastkę normalności. Zorganizowałam wszystko w parku, żeby nie narażać ich na spotkanie z Chikusą Kakimoto i Kenem Joshimą. Nie wiem, jak tych dwóch by na to zareagowało, więc wolałam nie ryzykować. Zresztą Chrome dobrze zrobi zmiana otoczenia od czasu do czasu.
Tsuna zrozumiał intencje Aki. Gdyby powiedziała mu o tym wcześniej, za nic by się nie zgodził. Obawiałby się pojawienia się Mukura w nieodpowiedniej chwili, a nie chciał narażać Kyoko i Haru na niebezpieczeństwo. Teraz, gdy pierwsze spotkanie obyło się bez incydentów, był bardziej skłonny na to pozwolić. Poza tym coś już się zaczęło dziać i wątpił, czy byłby w stanie to powstrzymać. Musiał zaufać dziewczynom.
– Chyba nie powinienem cię tak potraktować w drzwiach – powiedział.
– Nie, miałeś prawo być zły. Chcesz chronić swych bliskich, więc moje działanie mogło wydawać się niewłaściwe. Chciałam ci to sama powiedzieć, ale najwyraźniej ktoś mnie uprzedził – uśmiechnęła się lekko.
– Lambo powiedział wczoraj, że was widział. Po opisie tylko Chrome pasowała, a Bianchi odmówiła wyjaśnień – odpowiedział Tsuna.
– Pytała mnie o to samo – odparła. – Obiecałam jej, że ci to wyjaśnię. Przepraszam, że działałam bez twojej wiedzy, Decimo.
– W porządku. I dziękuję, że zajęłaś się Chrome.
– To mój obowiązek – uśmiechnęła się promiennie. – Nie musisz martwić się o Strażników. Zaopiekuję się nimi, a teraz może pójdę do Lambo. Chyba czas go przekonać, że czasami należy zamknąć buzię.
– Aki, nie bądź dla niego zbyt surowa – poprosił.
Roześmiała się, widząc kolejne podobieństwo pomiędzy Pierwszym a Dziesiątym. To było niesamowite. Wiedziała, że czeka ich wspaniała przyszłość, choć nie bez trudności. Nie wszystkim spodoba się ta zmiana w Vongoli, ale wierzyła w nich. Ich więzi mogły wszystko zmienić. I ocalić.
– Oczywiście, Decimo.

~ • ~

W ogóle nie uważała na lekcji, przyglądając się bezwiednie plecom Gokudery. Myślami była jednak gdzieś daleko stąd. Dłoń rysowała jakieś szlaczki na zeszycie, żeby tylko wyglądało, że coś pisze. Pewnie nikt się nie zorientował. I dobrze. Nie byłaby zadowolona, gdyby oderwano ją od myśli.
A jednak poczuła delikatne szturchnięcie i drgnęła jak wybudzona z transu. Jej oczy spotkały się ze spojrzeniem G.
– Nie gap się tak na niego – powiedział.
Pokręciła nieznacznie głową na ten przejaw zazdrości. To nie Gokudera zaprzątał jej myśli, choć nim również też powinna się w najbliższej przyszłości zająć. Do tej pory pozwalała sobie na odpuszczenie bliższej obserwacji Strażnika Burzy i zajmowała się resztą. Chciała dać mu więcej czasu na zaakceptowanie faktu, że tu będzie i uświadomienie mu, że na tle pozostałych trochę odstaje. Nie powinna tego robić. Gokudera ani myślał słuchać, co się do niego mówi. Chyba nie chciał dopuścić do siebie myśli, że ta postawa może go kiedyś kosztować życie jego bądź kogoś z otoczenia Decimo. Albo nawet zaufanie szefa. Nie chciała, żeby przekonał się o tym na własnej skórze.
– To o czym tak myślisz? – zapytał G.
„O Decimo i Kyoko” – napisała odpowiedź na zeszycie. To była jedyna bezpieczna forma rozmowy z Wolą Pierścienia Burzy w tym momencie. Inaczej mogłaby zwrócić na siebie czyjąś uwagę.
– Bawisz się w swatkę?
„Nie bądź złośliwy” – odpisała, marszcząc brwi.
– Nie jestem, aniele. Tylko nie wiem, czy to dobry pomysł.
„Odejdź, sceptyku. W przeciwieństwie do ciebie jestem subtelna.”
G zaśmiał się na tę odpowiedź, za co otrzymał złowrogie spojrzenie, po którym Aki się od niego odwróciła. Kiedyś by sobie na to nie pozwolił, ale teraz nachylił się nad nią i szepnął jej do ucha:
– Wiem, jak subtelna potrafisz być, aniele.
Aki zareagowała natychmiast. Na szczęście właśnie skończyła się lekcja, więc dla nikogo nie było dziwne, że się podniosła z miejsca. Fakt, że zrobiła to dość gwałtownie, a na jej policzkach pojawił się rumieniec, umknął większości uczniów.
– Do diabła z tobą – warknęła pod nosem i wyszła.
Dla Tsuny było to dziwne, ale nie zaprzątał sobie tym aż tak głowy do momentu jej powrotu. Zresztą i tak Gokudera go zagadał na jakiś nieistotny w tej chwili temat.
Aki potrzebowała kilku minut, żeby się uspokoić, choć nadal czuła oddech G w swoim uchu. Rozpuściła włosy, żeby ukryć efekt działań Pierwszego Strażnika Burzy. Nie musiała widzieć, żeby wiedzieć, że jest równie czerwone jak jeszcze przed chwilą policzki. Nie mogła nad tym zapanować.
– Przeklęta Burza – mruknęła do siebie.
Mogła to przewidzieć. G doskonale wiedział, jak ją speszyć i robił to specjalnie. Cel był różny, metody te same, choć teraz najczęściej okrutnie sobie z niej żartował. Że też w historii Vongoli zapisał się jako idealna Prawa Ręka. Ktoś sobie chyba kpił.
Wróciła do klasy i rzuciła Woli Pierścienia Burzy mordercze spojrzenie, na które winowajca uśmiechnął się niewinnie. Zignorowała go i usiadła, uspokajając emocje. Później się z nim rozprawi.
– Wszystko w porządku, Aki? – zapytał Tsuna.
– Tak, Decimo.
– Na pewno? Wyglądasz, jakbyś była chora.
– Chora?
– Masz czerwone policzki – wyjaśnił Yamamoto.
Obaj wyglądali na zaniepokojonych. Tylko Gokudery to nie poruszyło. Aki dotknęła twarzy, czując, że nadal ją pali, choć mniej niż na początku.
– To nic takiego. Zmiana pogody – odparła, uśmiechając się lekko. – Chyba czas na martwą Burzę.
Spojrzenie skierowała na G, sugerując mu, co znaczy ta odpowiedź.
– Ja już jestem martwy, aniele – odparł.
Jej spojrzenie mówiło, że zawsze może zabić go ponownie. Dopiero Giotto powstrzymał przyjaciela przed dalszym drażnieniem Aki. W ten sposób przeszkadzał jej w wykonywaniu obowiązków.
– Nie musicie się martwić – uśmiechnęła się do młodej Vongoli. – Wszystko ze mną w porządku.
Gokudera uniósł tylko brew. Zauważył tę grę emocji na jej twarzy, choć nie miał pojęcia, o co może chodzić. Było to jednak na tyle podejrzane, że postanowił poszukać jeszcze jakiś informacji na jej temat. Drażniła go tajemniczość dziewczyny, lecz nic nie powiedział. Na rozmowę przyjdzie czas.
Do końca dnia Aki była dość pochmurna i milcząca. Wyjątkowo też nie wracała z Tsuną i resztą, a została z tyłu z Wolami Pierścieni.
– Czy ty musisz zachowywać się jak piętnastolatek? – spojrzała oskarżycielsko na G.
– Jak miałem piętnaście lat, nie interesowały mnie kobiety – odparł spokojnie.
– To raczej one interesowały się tobą – mruknęła niezadowolona.
– Nie zaprzeczę.
– Pytanie tylko, co one w tobie widziały.
– Może powinniśmy zapytać pewnej księżniczki, bo do dziś nie wiem, co mogłaby we mnie pokochać – uśmiechnął się pod nosem.
– Głupia była i tyle – nachmurzyła się.
– Raczej bardzo młoda. Głupi byłem ja – objął ją delikatnie.
– I nadal jesteś.
Pocałował ją w czoło.
– Przepraszam.
– I myślisz, że mnie tak ułagodzisz? Nie jestem tak wyrozumiała jak Giotto.
G spojrzał na Primo i Ugetsu, ale żaden nie wyglądał na zainteresowanego pomocą przyjacielowi. Sam sobie nawarzył piwa. Czas, by je wypił, choć Aki nie zamierzała ułatwiać mu sprawy. Miała swoją dumę, której nie pozwalała szargać. Nawet jemu.
– No to co wymyśliłaś? – G zmienił temat na bezpieczniejszy.
– Z czym? – udała, że nie wie, o co mu chodzi.
– Z młodym szefem i jego księżniczką. I nie udawaj niewiniątka.
– W przeciwieństwie do ciebie niczego nie udaję – uniosła sugestywnie brew. – Zobaczysz, jak zasłużysz.

~ • ~

Hibari długo patrzył na Aki, gdy przedstawiła mu swoją prośbę. W pierwszej chwili chciał ją przegonić i ukarać za choćby wspomnienie, bo powoli podpadało to pod złamanie zasad. Z drugiej strony wątpił, czy cokolwiek zakazanego by się wydarzyło. Chyba mógł do tego dopuścić.
– Będziesz mi winna – uznał.
– Co tylko zapragniesz – uśmiechnęła się.
Posłał jej sugestywne spojrzenie. Przez moment się zawahała, ale uznała, że może się zgodzić na taki warunek.
– Gdy tylko będziesz miał chwilę – dodała. – Dziękuję, Kyoya.
Wrócił do dokumentów, które wypełniał przed jej przyjściem, co jasno oznaczało, że Aki ma sobie iść. Nie nadwyrężała jego cierpliwości i wyszła z pokoju recepcji, który zajmował Komitet Dyscyplinarny. Za drzwiami odetchnęła z ulgą. Pierwsze trudne zadanie za nią, jeszcze tylko drugie. Może było nawet trudniejsze od układu z Kyoyą. Ryzykowała, że cały plan stanie się jednym wielkim nieporozumieniem, a to tylko z tego jednego powodu. Reszta była prościutka i już załatwiona.
Rozwiązanie problemu przyszło samo i było dość łagodne w skutkach. Najważniejsze, że nikomu z tego powodu nie stanie się krzywda. Mogła odetchnąć z ulgą.
Pogoda dopisała i wielu uczniów wyszło na zewnątrz zjeść drugie śniadanie. Yamamoto zaproponował, aby zjedli na dachu, gdzie powinien być spokój. Ostatnio ciągle Hibari tam przesiadywał, więc większość omijała to miejsce szerokim łukiem. Jeśli będą spokojnie siedzieć, Strażnik Chmury nie powinien się przyczepić.
– Nie powinniśmy poczekać na Gokuderę? – zaoponował Tsuna.
Hayato został poproszony przez nauczyciela o pomoc w zaniesieniu do pokoju nauczycielskiego materiałów, które były wykorzystywane na lekcji. Nie był najszczęśliwszy, ale czasami musiał zachowywać się jak uczeń.
– Poczekam na niego – zaoferowała Aki. – A wy idźcie. Jeśli Kyoyi nie ma na dachu, ktoś może nam sprzątnąć miejscówkę sprzed nosa.
– Ale…
– Aki ma rację. Zajmiemy dach i poczekamy na nich na miejscu – poparł ją Yamamoto. – Chodź, Tsuna.
– No dobrze.
Sawada nie widział porozumiewawczego uśmiechu pomiędzy dziewczyną a Strażnikiem Deszczu. Wszystko szło zgodnie z planem. Chłopcy poszli na dach w dobrych humorach i dość zrelaksowani.
– Kurczę, miałem zajrzeć do klubu – zaśmiał się nerwowo Yamamoto, gdy byli niemal na miejscu. – Tsuna, możesz pójść przodem? Wrócę za chwilę.
– Dobrze. Nie śpiesz się – zgodził się Sawada.
Westchnął, słysząc, jak Yamamoto zbiega ze schodów. W efekcie został sam. Może Hibari go nie przegoni, jak cichutko sobie usiądzie i poczeka na resztę… Próżne nadzieje. To się nie skończy dobrze.
Z niezbyt zadowoloną miną wyszedł na dach i zatrzymał się zaskoczony. Przy siatce zabezpieczającej siedziała Kyoko. Co dziwniejsze sama. Rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł śladu Hany Kurokawy, a przecież wyszły razem.
– Tsuna – uśmiechnęła się Sasagawa. – Też przyszedłeś zjeść na dachu?
Kiwnął głową nieco zdezorientowany. Nie wiedział, czy powinien się wycofać czy podejść bliżej. Był tu sam z Kyoko. To prawie jak randka, choć w każdej chwili może dołączyć reszta.
– A gdzie Gokudera i reszta? – zapytała.
– Gokudera pomaga nauczycielowi w przeniesieniu materiałów, Aki ma na niego zaczekać, a Yamamoto poszedł na chwilę do klubu – wyjaśnił. – Nie ma z tobą Kurokawy?
– Hana przypomniała sobie, że coś miała zrobić i prosiła, żeby na nią poczekać.
To zabrzmiało Tsunie zbyt znajomo, choć nie podejrzewał Kurokawy i Yamamota o jakieś spiskowanie. Dziewczyna raczej nie dawała mu szansy na spotkanie z Kyoko sam na sam, ewentualnie żądała za to jakiś nierealnych przysług, zaś Strażnik Deszczu był zbyt szczery jak na takie działanie.
– Nie stój tak, Tsuna – powiedziała Kyoko po chwili ciszy. – Możemy poczekać na nich razem.
– Racja – zaśmiał się nieco nerwowo.
Usiadł w dość bezpiecznej, choć niezbyt dalekiej odległości. Był tu sam z Kyoko. To jak los na loterii. Chciałby zawsze jeść drugie śniadanie w jej towarzystwie, choć przy jego szczęściu skończyłoby się to raczej katastrofą. Gokudera i pozostali raczej nie zostawiliby ich w spokoju, a to oznaczałoby możliwość jakiejś sprzeczki. Do tego w każdej chwili mógłby się pojawić Reborn – nieważne, że setki razy mówił mu, żeby nie przychodził do szkoły – i wymyśleć coś głupiego.
Minęło parę minut, a żadnego z przyjaciół nadal nie było widać. Oczekiwanie upłynęło im w ciszy. Tsuna nie umiał zacząć rozmowy, a Kyoko go do tego nie zmuszała.
– Chyba nie przyjdą – odezwała się pierwsza. – Ciekawe, co ich zatrzymało.
– Może to nic poważnego – odparł Tsuna. – Podejrzewam, że Gokudera i Aki znowu wdali się w sprzeczkę, a Yamamoto i Kurokawa jeszcze zajmują się swoimi sprawami.
– Aki i Gokudera chyba się lubią – zauważyła.
– To niemożliwe. Gokudera jej nie znosi – westchnął ciężko. – A Aki nie ułatwia sprawy, ciągle go prowokując.
Zawsze kiedy myślał o relacjach tej dwójki, czuł się bezsilny. Nic, co by powiedział, nie sprawiłoby, żeby przestali ze sobą walczyć. Na chwilę i owszem, ale na stałe nie potrafili współpracować.
– Może Aki chce w ten sposób do niego dotrzeć – zasugerowała Kyoko.
– Tak sądzisz?
– Czasami, żeby do kogoś się zbliżyć, trzeba zacząć mówić jego językiem.
– Może masz rację, ale wolałbym, żeby przestali. Nie chcę, żeby któreś z nich później cierpiało.
Kyoko uśmiechnęła się ciepło na te słowa.
– Zawsze się o wszystkich martwisz – stwierdziła. – To miłe.
– Tak myślisz? – zaśmiał się nerwowo.
Kiwnęła głową. Chyba mógł uznać to za komplement z jej strony, a przecież nie robił nic nadzwyczajnego w tej materii. Pragnął ich po prostu ochronić.
– Chyba masz rację, że nie przyjdą – dodał po chwili.
– To może zacznijmy bez nich? – zaproponowała. – Chyba nie będą źli, jak do nas dołączą.

~ • ~

Trzy sylwetki stały pod drzwiami prowadzącymi na dach i obserwowały przez szparę, co robią Kyoko i Tsuna. Musieli zachowywać się cicho, by szpiegowana para ich nie zauważyła.
– Nie myślałam, że to się uda – stwierdziła Hana.
– Czemu nie miałoby? – zapytała z uśmiechem Aki. – Synchronizacja nas nie zawiodła.
– Byleby Kyoko w końcu dostrzegła uczucia Sawady – westchnęła Kurokawa. – Czasami naprawdę nie wiem, co ona myśli.
Aki zaśmiała się cicho.
– Czasami nie dostrzegamy tego, co jest zbyt oczywiste – powiedziała. – Dlatego trzeba im trochę pomóc.
– Intrygantka z ciebie.
– Lata praktyki – uśmiechnęła się enigmatycznie.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. Yamamoto oparł się o ścianę przy ostatnim stopniu i nasłuchiwał. Nie interesowało go tak bardzo, co dzieje się na dachu. Zgodził się na ten plan, bo chciał, żeby Tsuna był szczęśliwy. Zaufał Aki, skoro zapewniła go, że nikt na tym nie ucierpi.
– Rozmawiają o nas? – jęknęła Hana, słysząc, o czym mówi Tsuna. – Sawada to ma wyczucie.
Aki powstrzymała śmiech. Ciężko było to nazwać randką, ale rozmowa na temat jej relacji z Hayato trochę nie pasowała.
– Gokudera idzie – odezwał się Yamamoto.
– Ja się nim zajmę – zdecydowała Aki. – Inaczej będzie przeszkadzał.
Skinęli jej tylko głowami i dziewczyna ruszyła na dół. Podejrzewała, że coś takiego może się wydarzyć, skoro wszyscy zniknęli. Przecież Gokudera nie puściłby swego ukochanego szefa samego gdziekolwiek, a pojęcie „randka” z pewnością było mu obce.
– Gdzie Dziesiąty? – warknął, gdy tylko ją zobaczył.
– Z Kyoko je drugie śniadanie i nie należy mu przeszkadzać – oznajmiła spokojnie, blokując dalszą drogę.
– Złaź.
– Nie.
Złapał ją za szkolną koszulę, spoglądając głęboko w oczy. Był wściekły. Gdy wrócił do klasy, nie zastał w niej Tsuny, Yamamota i Aki. Nikt nie potrafił mu też powiedzieć, gdzie poszli. Został mu do sprawdzenia jedynie dach.
– To twoja sprawka – warknął. – Nie wiem, co kombinujesz, ale nie pozwolę ci dłużej na tę samowolkę.
– Chciałam, żeby Tsuna i Kyoko spędzili trochę czasu we dwójkę. Sami – podkreśliła. – To się nazywa randka.
– Nie masz prawa…
– Nie mam? – weszła mu w słowo. – Ale to zrobiłam. Dałam im możliwość spędzenia czasu razem. Twoja obecność jest tam niepotrzebna.
– Powinienem przegonić cię już pierwszego dnia.
– Puść mnie, Hayato. Przerwa się zaraz skończy, więc powinniśmy wrócić do klasy – powiedziała spokojnie.
Pojedynkowali się na spojrzenia przez kilkanaście sekund. Przerwał im dopiero spanikowany głos:
– Co wy wyprawiacie? Gokudera, puść Aki.
– Dziesiąty.
– Decimo.
Tsuna zmarszczył brwi, widząc kolejną kłótnię pomiędzy tą dwójką. Po minie Yamamota Aki wiedziała, że częściowo zostali zdemaskowani.
– Czy wy zawsze musicie się kłócić? – zapytał Sawada.
– To wina tej dziewuchy. Pcha nos w nieswoje sprawy. Nikt jej tu nie zapraszał – warknął Gokudera, piorunując Aki spojrzeniem.
– Przestańcie już, proszę. Nie chcę, żebyście się kłócili.
– Przepraszam, Dziesiąty.
Aki się nie odezwała. Spojrzała na Hanę, która dała jej do zrozumienia, że owszem, zostali przyłapani, ale tylko z powodu tego, że Sawada usłyszał ich sprzeczkę. Udało się jednak zatuszować, że ich podglądali.
– Aki?
– Nie moja wina, że Hayato nie toleruje nikogo, zachowując się jak wściekły pies ogrodnika. Gdyby czasami posłuchał, co do niego mówię, nie denerwowałby się tak.
– Oboje przesadzacie – stwierdził Tsuna. – Nie chcę, żebyście się kłócili – powtórzył.
– Co wy tu jeszcze robicie? – na schodach zjawił się Hibari. – Jest po dzwonku.
– Właśnie wracaliśmy do klasy – odpowiedział Yamamoto. – Już sobie idziemy.
Hibari zmierzył ich zimnym spojrzeniem, ale nie zaatakował. Czekał jedynie aż rzeczywiście pójdą, choć spór pozostał nierozwiązany.