Tagi

Reborn obserwował swych podopiecznych, odkąd Aki ich wczoraj opuściła. Deklaracja wyjawienia prawdy nie uspokoiła ich, ale wprowadziła jeszcze więcej niepokoju i wątpliwości. Nie wiedzieli, co usłyszą lub czy to nie jest pułapka. Musieli być gotowi na wszystko. Co prawda tylko Gokudera jawnie podejrzewał Aki o niecne zamiary wobec Tsuny, ale to raczej kwestia ograniczonego zaufania chłopaka do każdej napotkanej osoby oraz osobistej niechęci do Aki. Jej tytułowanie się prawą ręką Dziesiątego naprawdę go ubodło, a ona to wykorzystywała na każdy możliwy sposób, doprowadzając go do szału.
Yamamoto i Ryohei byli ostrożni, odkąd wiedzieli, że ma coś wspólnego z mafią, ale nie przesadzali i traktowali Aki dość normalnie. Tego można było się po nich spodziewać. Może instynktownie wiedzieli, jak się zachowywać, a może póki co nie widzieli realnego zagrożenia.
Reborn był ciekawy, ile Aki im powie, bo był więcej niż pewny, że nie wszystko naraz. Sam nie wiedział wszystkiego, został wprowadzony w sprawę dość ogólnie. Bądź co bądź tylko kilka osób znało prawdę i nie wyglądało na to, żeby ta tradycja miała się zbyt mocno zmienić. To go ciekawiło, ale też irytowało. Szczególnie sam fakt pojawienia się tej dziewczyny. Nie mógł jednak tego zanegować, jego pozycja na to nie pozwalała.
Od samego rana próbowali ją podpytać o to, co chce im powiedzieć, ale tylko kręciła głową z uśmiechem, nakazując cierpliwość. Żadna próba podejścia do tematu nie odniosła sukcesu i w którymś momencie Aki poczuła się tym znudzona. Byli mało oryginalni w swych próbach, choć spodziewała się nieco więcej. Może dlatego dosłownie zniknęła po ostatnim dzwonku – nawet nie zauważyli, kiedy wyszła, choć starali się pilnować tego momentu. Nie tak łatwo było ją rozgryźć.
Wspólnie weszli na dach szkoły, gdzie dość często spotykali się, żeby spokojnie porozmawiać. Na miejscu zastali już Ryoheia, Chrome i Lambo, który biegał we wszystkich kierunkach, uznając to za dobrą zabawę. Brakowało tylko Hibariego, co nikogo nie zdziwiło, oraz Aki.
– No i gdzie ona jest? – mruknął Gokudera. – Kpi sobie z nas? Czy może to jakaś zasadzka?
– Czemu miałabym chcieć skrzywdzić Decimo i resztę?
Aki wyszła z cienia nadbudówki, skąd ich obserwowała, kiedy wchodzili na dach. Dzięki temu miała niemal pełny obraz sytuacji. Był to też pierwszy raz, gdy spotkała wszystkich posiadaczy Pierścieni jednocześnie. To wiele jej mówiło o ich relacjach i zachowaniu. Więcej niż pewnie chcieliby przed nią odkryć.
Uśmiechnęła się do Hayato, który prychnął niezadowolony. To znikanie i pojawianie się niespodziewanie działało mu na nerwy.
– Kto cię tam wie?
– Decimo, uważasz, że jestem dla was zagrożeniem? – zapytała. – Chcę szczerej odpowiedzi.
Tsuna spojrzał na nią trochę niepewnie, bo akurat tego się nie spodziewał. Zanim coś powiedział, został znokautowany przez drobną stopę Arcobaleno Słońca.
– Nad czym się zastanawiasz, głupi Tsuno? Przecież już wiesz – padły ostre słowa.
– Reborn! – Sawada dotknął bolącego miejsca, gdy mały zabójca zwinnie wskoczył na ramię Yamamoto. – Co ty tu robisz?
– Zamierzam zobaczyć, co wam powie.
– Do bólu szczery – westchnęła Aki.
Rzuciła Arcobaleno nieprzyjazne spojrzenie, na które odwdzięczył się tym samym. Było czuć, że ta dwójka za sobą nie przepada.
– To wy się znacie?
– Mieliśmy tę nieprzyjemność poznać się – odparła Aki. – To teraz jednak mało ważne. Decimo, odpowiedz mi.
Tsuna wyprostował się i spojrzał dziewczynie w oczy.
– Nie uważam cię za zagrożenie – powiedział pewnie. – Choć nie wiem nadal, kim w rzeczywistości jesteś i po co tu przyjechałaś.
Aki uśmiechnęła się z dozą ulgi i radością, choć podejrzewała, że to powie. Widziała odpowiedź w jego oczach nawet, kiedy się jeszcze wahał. Tylko Gokudera wietrzył z jej strony zagrożenie.
– To ułatwia sprawę – przyznała. – Jak się pewnie domyślacie, należę do Vongoli. Nono przysłał mnie, abym miała oko na Strażników i przekazała wam najstarsze tradycje rodziny.
– Ciebie? – zapytał z powątpieniem Gokudera.
Nie potrafił uwierzyć w żadne słowo, które padło z jej ust. Czemu Dziewiąty miałby przysłać im innego opiekuna niż Reborn? I to jeszcze dziewczynę w ich wieku. Kpina.
– Mnie, Hayato.
– I myślisz, że w to uwierzymy? Masz nas za głupców?
– Może – zaśmiała się, jakby usłyszała coś zabawnego, po czym spoważniała. – A co w tym dziwnego? Nono wie, że nie ma nikogo, kto lepiej zna historię i tradycję Vongoli niż ja.
– Akurat uwierzę, że Dziewiąty wysłałby kogoś takiego – prychnął Gokudera.
Reborn zaśmiał się, zwracając ich uwagę na siebie. Rozgrywka pomiędzy tą dwójką była interesująca, choć ignorancja Strażnika Burzy zaczynała niebezpiecznie przekraczać granice. Arcobaleno spojrzał na Aki, po czym odpowiedział:
– A czemu miałby wysyłać kogoś bezwartościowego?
– Reborn, wiedziałeś, kim jest Aki? – zapytał Tsuna.
Sądził, że poznali się już tu, w Namimori, ale to wyglądało na większą sprawę. Przynajmniej tłumaczyło te jego ostatnie zniknięcia i dość dziwne zachowanie.
– Dziewiąty wprowadził mnie w sprawę i musiałem przyjąć takie warunki. Ta dziewczyna wie więcej o Vongoli niż sami Strażnicy Dziewiątego i on sam razem wzięci – przyznał z niesmakiem.
– Wliczając w to również ciebie, Arcobaleno – odparła dość chłodno.
– Nie przepadacie za sobą – stwierdził Yamamoto.
Z każdą chwilą napięcie pomiędzy nimi wzrastało. To była czysta niechęć, którą nie mógł pochwalić się nawet Gokudera względem Aki. Nie do końca to rozumieli, bo nie poznali jeszcze powodów tego zachowania.
– Można powiedzieć, że przez moment wchodziliśmy sobie w kompetencje – wyjaśniła dziewczyna. – Rozkazy Nono są jasne. Arcobaleno Słońca Reborn nadal ma przygotowywać Tsunayoshiego Sawadę do przyjęcia tytułu Dziesiątego Vongoli, zaś ja mam dopilnować jego Strażników w czasie ich przygotowań do roli odpowiedzialnych za ochronę szefa oraz udzielać rad Vongoli Decimo, gdy o nie poprosi.
Byli zaskoczeni tym, co właśnie usłyszeli. Nie wszyscy zrozumieli, Lambo patrzył na Aki z niezrozumieniem, nie będąc jeszcze świadomym odpowiedzialności, która spadła również na niego. Ciche prychnięcie oburzenia dotarło tylko do jej uszu. Poza tym to nie tłumaczyło, czemu właściwie ona. Ich oczy widziały dziewczynę może starszą o zaledwie kilka lat od nich. Czy w tym czasie byłaby w stanie stać się skarbnicą tej wielowiekowej historii? Wątpliwa sprawa, chociaż spojrzenie Aki w tym momencie należało do kogoś o wiele starszego. Skąd jednak ta różnica?
– To dalej nie wyjaśnia wszystkiego – odezwał się Gokudera.
– Chyba nie wyobrażacie sobie, że założenie Pierścieni Vongoli robi z was pełnoprawnych Strażników? – pozwoliła sobie na kpinę.
Znała odpowiedź. To zawsze działało tak samo, choć musiała przyznać, że byli najmłodszym pokoleniem, które otrzymało Pierścienie. Zbyt szybko. Jednak Konflikt Pierścieni wywołany przez Xanxusa wszystko zmienił. Należało podjąć odpowiednie decyzje, aby nie zrobili sobie krzywdy i nie zaprzepaścili dziedzictwa, które otrzymali.
Spodziewała się, że część z nich będzie na tyle butna, by odpowiedzieć na jej pytanie twierdząco. Zwycięstwo nad Varią, która miała opinię naprawdę trudnych przeciwników, mogło sprawić, że upoją się siłą, którą zdobyli do tej pory. Nieważne, że nadal byli słabi.
– Nie myśl, że będę cię słuchać – warknął Gokudera.
Zaśmiała się, patrząc gdzieś ponad jego ramieniem, choć nikogo ani niczego tam nie było. To dziwne zachowanie powtórzyło się po raz kolejny i widocznie świadczyło o jakimś problemie dziewczyny ze wzrokiem. No chyba że widzi tam coś niewidzialnego dla nich.
– Bo masz tylko jednego pana? – zasugerowała. – Możesz się nazywać Prawą Ręką, ale jeszcze nią nie jesteś, Hayato. Na razie gonisz własny ogon.
– Nie ty o tym zadecydujesz – odparł.
– Może i nie, ale liderem Strażników, na którym szef i pozostali mogą polegać, to ty nie jesteś, samotny kundelku o gorącej głowie. Chociaż patrząc w przeszłość, nawet legendarny, idealny G potrzebował czasu i sporych porażek, by stać się legendą – nawet jeśli miała to być kpina, wyszła jakoś łagodnie i z jakąś tęsknotą – więc ty też masz jakieś szanse stać się osobą, której tytułu tak bardzo pożądasz. To dotyczy was wszystkich. Na razie jesteście tylko bandą dzieciaków o sporym potencjale, który trzeba oszlifować.
– I niby ty będziesz nas szlifować? – zapytał Gokudera.
– Absolutnie nie. Sami to zrobicie w swoich treningach i z pomocą tych, którzy staną się waszymi nauczycielami. Nie mam aż takiej wiedzy, by bezpiecznie was przeprowadzić przez wasze specjalizacje.
– Więc co zamierzasz zrobić?
– Dopilnować, aby wszystko przebiegło bez zakłóceń i żebyście byli świadomi tego, co zyskaliście. Szkoda by było zmarnować wysiłek, który włożyliście w zdobycie Pierścieni i odziedziczenie woli Vongoli. Nie uważacie?
Spojrzała na obecnych z niezachwianą wiarą we własne słowa. Zyskała tym ich uwagę, choć Lambo zapewne niewiele z tego rozumiał, a czoło Gokudery nadal było zmarszczone. Jednak teraz mieli pewność, że mówi prawdę.
– To samo powiesz Hibariemu? – zapytał Tsuna.
Strażnika Chmury nadal z nimi nie było, a przecież Aki wyraźnie mówiła, że mają się stawić wszyscy. W sumie spodziewał się, że Kyoya to zlekceważy. Zawsze chodził własnymi ścieżkami i nie chciał z nimi współpracować. Zwłaszcza kiedy nie chodziło o walkę.
– Nie muszę – spojrzała w stronę nadbudówki. – Akurat Kyoya to moje najmniejsze zmartwienie. Charakterkiem dorównuje Alaude’emu, Strażnikowi Chmury Primo.
– To nie jest wszystko, prawda?
Uśmiechnęła się rozbawiona. Intuicja Vongoli Tsuny działała bezbłędnie, choć chłopak chyba nie do końca potrafił z niej świadomie korzystać. Wiedziała jednak, że podpowie mu, aby o to zapytał. To musiało go nurtować.
– Nie, Decimo, to nie jest wszystko, co mogłabym wam o sobie powiedzieć. Na tę historię jednak jest zbyt wcześnie dla was. Obiecuję, że kiedy nadejdzie właściwy czas, dowiecie się nawet więcej niż to, czym mógłby uraczyć was Reborn.
– Dlaczego za wcześnie? – zapytał Ryohei.
– Do tej wiedzy musicie dojrzeć, żeby zrozumieć, co powinno zostać wam przekazane. Poza tym Nono dał mi wolną rękę co do naszej współpracy. Na wszystkie inne pytania odpowiem najlepiej, jak potrafię. Na razie nie mam jednak nic do dodania do tego, co już wiecie. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało.
– Po moim trupie – mruknął pod nosem Gokudera.
– Myślę, że Decimo w dalszym ciągu nie chciałby cię nikim zastępować – odparła. – Więc może następnym razem przemyśl to, co chcesz powiedzieć, Hayato.
Uśmiechnęła się do czerwonego ze złości Strażnika Burzy, skinęła Tsunie i nieśpiesznie ruszyła do schodów. Na razie muszą oswoić się z myślą, że od teraz wciąż będzie obok. Nie wszystko naraz, skoro Reborn nie jest skory, aby ingerować. To dobrze. Dziesiąte Pokolenie dostanie czas, a jutro zapewne usłyszy ich odpowiedź.

~ • ~

Powrotowi ze szkoły towarzyszyły tym razem całkiem inne niż zwykle emocje. Normalnie była to radość z zakończonego dnia, ulga, że nie muszą przejmować się już lekcjami, świadomość zbliżającego się odpoczynku. Mogli się rozluźnić i porozmawiać o błahych sprawach.
Jednak nie tym razem. Po odejściu Aki jeszcze długo rozmawiali o tym, co usłyszeli. Od Chrome dowiedzieli się, że wysłanniczka Dziewiątego była u niej kilka razy, a nawet rozmawiała z Mukurem. Najwyraźniej doskonale przygotowała sobie grunt pod swoją misję, zdobywając ich zaufanie. Nie wiedzieli tylko, jak wygląda jej relacja z Hibarim, który nie raczył się odezwać w tej sprawie, choć wiedzieli, że jest w pobliżu.
Nie doszli do żadnych konkretnych wniosków. Obecność Aki została im z góry narzucona przez Dziewiątego i niewiele mogli z tym zrobić, skoro nawet Reborn musiał zaakceptować to rozwiązanie, choć bardzo niechętnie. Nie podzielił się z nimi swoją wiedzą, twierdząc, że sami powinni do tego dojść. Trudno było powiedzieć, ile w rzeczywistości wie, bo nie pokazywał tego po sobie. Równie dobrze mógł nie wiedzieć niczego istotnego na temat tej tajemniczej dziewczyny, a sprawiać całkiem inne wrażenie. Jak to Reborn.
– Nadal myślisz o tym, co powiedziała ta dziewucha, Dziesiąty?
Tsuna spojrzał na Gokuderę, z którego gniew już uszedł. Zostało samo zaniepokojenie sytuacją, w której się znaleźli. Jedno Hayato wiedział na pewno – nie zamierzał zaakceptować Aki obok, a zwłaszcza u boku Dziesiątego. Nie była nikim niezwykłym, więc dlaczego Dziewiąty powierzył jej taką misję? Nie potrafił tego zrozumieć. Charakter dziewczyny też nie pomagał w zdobyciu jego sympatii. Od samego początku pogrywała sobie z nim i próbowała wkupić się w łaski Dziesiątego, zagrażając Prawej Ręce. Nie mógł tego puścić płazem.
– Ulżyło mi, gdy potwierdziła, że nie jest naszym wrogiem – przyznał Tsuna.
Już wcześniej zakładał, że Aki nie stanowi zagrożenia. Po prostu to czuł, choć nie potrafił tego wyjaśnić w zrozumiały sposób. Wciąż jednak nie do końca chciał wierzyć własnemu przeczuciu nauczony doświadczeniem, że kolejny członek mafii w Namimori to nic dobrego. Słowa Aki rozwiały te wątpliwości. Nie kłamała. Była po ich stronie, choć w dość niespodziewanej roli. Tylko, co kryje się pod tym, czego jeszcze im nie powiedziała?
– Ja jej nadal nie ufam. Ewidentnie coś kombinuje i nie mówi nam wszystkiego – mruknął Gokudera.
– Ciekawe, o co może chodzić – odezwał się Yamamoto, na moment tracąc pogodny ton głosu.
– Powinna nam powiedzieć – warknął Gokudera. – Żeby tak lekceważyć Dziesiątego.
Powtarzał tę kwestię po raz kolejny, ale na razie do niczego to nie prowadziło. Żaden z nich nie umiał powiedzieć, co Aki kryje. Nawet nie potrafili sobie tego wyobrazić, bo nie mieli żadnych wskazówek. Musieli czekać, aż zdecyduje się powiedzieć im resztę, a to mogło trochę potrwać. Wiedzieli już, że niełatwo ją do czegoś przekonać, gdy już sobie coś postanowiła. Poczuli to na własnej skórze i, chcieli czy nie, musieli to zaakceptować.
Wspólnie uznali, że dzisiaj razem odrobią lekcje. Jak zwykle w domu Tsuny, choć panował tam codzienny rozgardiasz. To było naturalne dla nich, gromadzili się wokół swojego lidera, chociaż ten musiał się jeszcze wiele nauczyć. To jednak było ich serce. Serce nowego pokolenia Vongoli.
Nie wpadli na to, że po raz kolejny mogą być obserwowani. Może gdyby któryś spojrzał przez okno, dojrzałby znajomą sylwetkę na dachu domu naprzeciwko. Reborn zaś postanowił im nie mówić. Nie miał takiego obowiązku. Sami powinni się domyśleć, że Aki jest zawsze w pobliżu, skoro Dziewiąty zlecił jej nadzór nad nimi.
Z tego miejsca miała prawie idealny widok na pokój Tsuny. Widziała wszystkich trzech chłopaków, pojawiającego się od czasu do czasu w zasięgu spojrzenia Reborna, a także dzieciaki szalejące po podwórku oraz Bianchi, która miała na nich oko. Siostra Gokudery chyba jej nie zauważyła, a jeśli nawet, nie uznała obserwatorki za zagrożenie. Może Reborn ją uprzedził. Mimo wszystko Aki wolała spotkać się z Trującym Skorpionem w mniej niebezpiecznych warunkach.
Z tego miejsca nie słyszała, o czym Tsuna i jego Strażnicy rozmawiają. Jednak po ich zachowaniu zdołała wiele wywnioskować. Rozmowa na dachu nie mogła przecież przejść bez echa, choć z pewnością próbowali skupić się na nauce.
Wszystko ułożyło się po jej myśli. Przynajmniej do tej pory, ale najtrudniejsze było za nimi. Jedynym problemem w tej chwili mogła być otwarta wrogość Gokudery. Chociaż nie, to nie był problem. Byłoby nudno, gdyby wszyscy od razu słuchali, co miała do powiedzenia.
– Dobrze się bawisz – usłyszała.
Zerknęła za siebie, choć wiedziała, że to właśnie ich zobaczy. Nawet się tego spodziewała. To jeden z tych momentów, kiedy mogli porozmawiać bez obawy, że ktoś to dostrzeże bądź im przerwie. Zobaczenie ich wszystkich razem na dachu szkoły podniosło ją na duchu. Chyba niewiele potrzebowała, aby poczuć się szczęśliwą.
– Jest jeszcze za wcześnie, by usłyszeli tę historię – odparła. – Muszą do niej dojrzeć, żeby zrozumieć.
– Nas nie oszukasz. Szukasz rozrywki.
– Nie wiem, o co mnie oskarżasz, G – posłała mu niewinny uśmiech.
Strażnik Burzy Primo pokręcił głową, nie dając się zwieść jej rozgrywkom. Może teraz byli tylko Wolami Pierścieni, odbiciem dawnych czasów, ale pewnych rzeczy nie dało się nie zauważyć.
– Na mnie to nie działa – odparł. – Z dzieciakami tak się zabawiaj.
– Mogę? Naprawdę mogę? Giotto, on mi pozwolił – powiedziała śpiewnie.
Blondyn popatrzył na dwójkę przyjaciół i uśmiechnął się z rozbawieniem. Pamiętał, jak było kiedyś, gdy już nauczyła się, jak żyć w ich świecie. Łapała ich za słowa i wykorzystywała do własnych celów. Nie potrafili jej niczego odmówić. Stała się w tym specjalistką i korzystała z tego w każdym pokoleniu. Na nich również, choć teraz było inaczej.
– Znowu dałeś się podejść.
Kpina najmłodszego z nich została automatycznie ukarana ciosem w tył głowy i szorstkimi słowami:
– Nie odzywaj się.
Aki zaśmiała się, patrząc na nich z radością. Cztery Wole Pierścieni widoczne i słyszalne tylko dla niej. Mogła ich nawet dotknąć, choć to wszystko nie było prawdziwe. Tamten czas już nie wróci. Teraz byli poza nim.
– Taka prawda. Zawsze cię na tym łapie.
Tym razem uniknął ciosu i schował się za plecami Aki. Chwilę później wisiał już na jej ramionach, nie bacząc na to, że nie wypada.
– Lampo… – westchnęła.
– To jego wina, że jest głupi.
– Jak cię dorwę, zobaczysz – padło ostrzeżenie. – Aki cię nie wybroni.
Dziewczyna przestała zwracać na nich uwagę, choć słyszała, jak Ugetsu próbuje ich uspokoić. Tak było zawsze. Ta dwójka wykłócała się o błahostki, stwarzając pozór, że się nie znoszą. Czasami trzeba było ich rozdzielać siłą. Jednak jeden za drugim poszedłby w ogień, gdyby wymagała tego sytuacja.
Spojrzała na blondyna, który obserwował okno Sawady głęboko nad czymś zamyślony. Nigdy nie potrafiła odgadnąć, co myśli, choć zawsze wiedziała, kiedy się czymś martwił.
– Giotto – wypowiedziała miękko jego imię.
Jasne spojrzenie odwróciło się na nią, a na twarzy mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech. Ten zarezerwowany dla rodziny.
– Spodziewasz się, co ci odpowiedzą – odezwał się.
– Nie ma takiej rzeczy, którą odmieniłaby jedna rozmowa i jedna noc. Nie w tym świecie – odpowiedziała. – Jest na to za wcześnie.
– Tym razem nie będzie łatwo – mruknął Lampo.
Zamilkli z G, gdy tylko Giotto się odezwał. Kiedyś nie potrafił ich sam rozdzielić, z czasem wystarczyło jedno jego słowo, aby wszelkie spory znikały.
– Nigdy nie jest łatwo, ale Aki potrafi obłaskawić każdego.
– Skoro z wami się udało – zaśmiała się.
– Już nigdy nie będzie jak wtedy.
– Nie, nie będzie, ale póki jesteście obok, to nie ma znaczenia. Tylko Vongola się liczy. Nic więcej.
Te słowa były już dość stare, ale nadal aktualne. Zawsze tak czuli, choć teraz, gdy je powtarzała, poważnieli. Nie wiedziała, dlaczego. Żaden jej tego nie wyjaśnił. Może chodziło o interpretację, bo ta była przecież sprawą indywidualną. Czasu jednak nie potrafili oszukać. Tak było i być będzie aż do samego końca.