Tagi

Aki wyjątkowo siedziała na parapecie okna i obserwowała Dziesiąte Pokolenie, które zajmowało się właśnie drugim śniadaniem. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc kolejną nieudaną próbę Tsuny zaproszenia Kyoko do wspólnego posiłku. Wyglądało na to, że jeszcze długo ta relacja nie wyjdzie poza przyjaźń.
– Znam tę minę, aniele – odezwał się G. – Nie baw się w swatkę.
– Decimo nieśmiałość wobec kobiet odziedziczył po Giotcie – odparła.
– Aniele, nie słuchasz mnie.
– Sam dobrze wiesz, że czekanie może się źle skończyć – spojrzała na niego. – Nie chcesz chyba zobaczyć kolejnej tragedii.
– Swatanie ich też może przynieść kłopoty. Wiesz o tym.
– A możesz mi zaufać?
G westchnął. Wiedział, że cokolwiek powie, nie da to efektu. Aki już postanowiła o swoich dalszych krokach. Nic jej nie powstrzyma. Wątpił, żeby nawet Primo miał na to szansę.
Zeskoczyła z parapetu i podeszła do chłopaków.
– Hayato, jesteś mi potrzebny – oznajmiła.
– To zły pomysł, aniele.
Aki mrugnęła do G i spojrzała z powrotem na Gokuderę, który skrzywił się wymownie.
– Po co? – zapytał.
– Zobaczysz. Chodźmy.
– Teraz?
– Aki, co chcesz zrobić? – zapytał Tsuna.
– Tajemnica – uśmiechnęła się. – Hayato?
Gokudera mruknął coś pod nosem, ale wstał i ruszył za dziewczyną. Wiedział, że nie da mu spokoju, jeśli się nie ugnie, a nie zaczepiała go ostatnio zbyt często.
Aki zaprowadziła Strażnika Burzy na dach. Był pusty, więc prawdopodobnie wszystkich przegonił Hibari. A może to kwestia pogody, dość chłodnej i pochmurnej. Deszcz mógł spaść w każdej chwili.
– Po co mnie tu przyprowadziłaś? – mruknął Hayato.
– Żeby spokojnie porozmawiać.
– Niby o czym?
– O Decimo i Kyoko. Wiesz, że zbliżają się Walentynki, prawda?
– I co z tego? W Japonii to dziewczyny dają chłopakom czekoladki – mruknął.
Nie znosił tego święta, bo za każdym razem tłum dziewczyn próbował go utuczyć słodyczami, a każda liczyła na to, że się nią zainteresuje. Co za głupota.
– Wiem. Jednak chciałabym, aby Decimo i Kyoko miło spędzili ze sobą trochę czasu.
– Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy. Dziesiąty nie potrzebuje twojej pomocy – warknął.
– Nie chcesz tego przyznać czy tego nie widzisz? – zapytała. – Decimo jest równie nieporadny wobec kobiet co swego czasu Primo. Nim uda mu się z tym poradzić, może być za późno, a wtedy będzie żałować. Nie chcesz go uszczęśliwić? Wystarczy, że trochę pomożemy.
– My?
– Dokładnie. Pomożesz mi to zorganizować, prawda? Dzięki temu będzie to perfekcyjna i bezpieczna randka. W końcu zadba o to Prawa Ręka – uśmiechnęła się uroczo.
Podrażniła tym samym dumę Gokudery. Widział jedynie kpinę w jej słowach, w końcu nadal nie uznała go jako Prawej Ręki i pokazywała to na każdym kroku.
– W takim razie mogę zrobić to sam – warknął.
– Tak myślisz? Zapewne masz doświadczenie – zakpiła.
Zmiął w ustach niezbyt pochlebną uwagę. Dobrze wiedział, że dziewczyna ma sporo racji. Dla niego ta sfera nadal była głównie utrapieniem. Nie mógł jednak nie zauważyć słabości Tsuny do Kyoko. To, co na ten temat sądził, miało drugorzędną wartość.
– Niby jak mam ci pomóc? – zapytał.
– A choćby w zapewnieniu bezpieczeństwa tego spotkania. Organizacją zajmę się sama.
– Nie wiem, czy Dziesiąty będzie tym zachwycony.
– Będzie – uśmiechnęła się. – Nic go bardziej nie uszczęśliwi, jak możliwość spędzenia z Kyoko popołudnia.
– No dobra, niech będzie. Ale jeśli to tylko kolejna kpina, pożałujesz.
– Nigdy nie kpię z uczuć – odparła chłodno. – Zwłaszcza tak pięknego jak pierwsza miłość.
Gokudera otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie odezwał się. Sam nie miał pewności, dlaczego poczuł się głupio. Aki wzbudzała w nim irytację, ale czasami potrafiła wprawić go w stany, których do końca nie rozumiał.
– Co wy tu jeszcze robicie? Jest po dzwonku – w drzwiach stanął Hibari.
– Rzeczywiście trochę się przedłużyło – uśmiechnęła się Aki. – Chodźmy, Hayato. Wracajmy do klasy, bo Decimo pewnie umiera z niepokoju.
Tsuna rzeczywiście był zaniepokojony ich przedłużającą się nieobecnością, ale odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że obeszło się bez ran, bomb i złości. Może to nieco podejrzane, jednocześnie jednak miał nadzieję, że w końcu zaczęli się dogadywać.
Po zajęciach wyszli we troje, skoro Yamamoto miał jeszcze zajęcia klubowe. Aki dała dyskretny znak Gokuderze, żeby się oddalił, na co przystał dość niechętnie. Miał wrażenie, że mętne tłumaczenie zostało przejrzane.
– Zamierzasz coś zrobić w Walentynki, Decimo? – zapytała lekkim tonem Aki.
– W Walentynki? – odparł nieco niepewnie Tsuna.
Kiwnęła głową.
– A powinienem?
– Myślę, że Kyoko byłoby miło, gdybyś ją gdzieś zaprosił.
– Nie przejdzie – odpowiedział spanikowany. – Przecież ja nawet nie umiem zaprosić jej do wspólnego zjedzenia drugiego śniadania. Poza tym to się źle skończy, jak tylko Reborn się w to wmiesza.
– Reborn nie powinien mieć znaczenia – odparła – o ile chcesz gdzieś iść z Kyoko.
Tsuna skrzywił się wymownie. Oczywiście, że chciał, ale z tymi wszystkimi ludźmi dookoła było to niemożliwe. Nie żeby miał większe szanse przed przybyciem Reborna do Namimori.
– Aki, nie rób mi takich nadziei – poprosił.
– Wystarczy, że znajdziesz w sobie odwagę, żeby ją o to zapytać. Bez kuli Ostatniej Woli, bez pomocy innych. Chyba że mam poprosić Hayato, żeby to zrobił w twoim imieniu? – uśmiechnęła się psotnie.
– Nie – odparł szybko. – Tego nie rób.
– Więc zaprosisz ją sam?
– Nie wiedziałbym nawet, gdzie – przyznał. – W końcu jestem tylko Beznadziejnym Tsuną.
– Kyoko widzi cię całkiem inaczej – zaśmiała się. – Pomogę ci, ale musisz ją zaprosić. Inaczej wysyłam Hayato w tę misję.
– Jesteś okropna – jęknął. – Primo chyba chciał ukarać następne pokolenia.
Aki tylko się zaśmiała. Miała już w głowie plan, który należało zrealizować. Wiedziała też, jakich środków potrzebuje. Najważniejsze to nie dać szansy ingerencji Arcobaleno Słońca, a reszta powinna się ułożyć.
Tsuna cieszył się na możliwość randki, ale też nie miał pojęcia, jak mu się to wszystko uda. Nie był najlepszy w takich rzeczach, więc musiał zawierzyć Aki. Chyba nie wykorzysta tego dla własnej rozrywki, co niewątpliwie zrobiłby Reborn. Tylko czy Ósma Wola jest w stanie utrzymać w ryzach Strażników, żeby tego dnia nie przeszkadzali?
Wyjątkowo rano dotarł do szkoły sam – Yamamoto miał poranny trening, a Gokudera dzwonił, że musi się coś załatwić przed lekcjami. Co takiego, dowiedział się po przekroczeniu progu klasy. Aki i Hayato stali naprzeciw siebie z marsowymi minami, a powietrze pomiędzy nimi aż skrzyło.
– Czemu wy znowu walczycie? – zapytał.
– Dziesiąty, powiedz tej dziewusze, że muzeum techniki to doskonałe miejsce na randkę.
– Chyba śnisz – odparła. – Tylko kujon wybiera tak nudne miejsce. Park rozrywki to oczywisty wybór.
Tsuna miał serdecznie dość. Czy ta dwójka, nawet współpracując, musi drzeć ze sobą koty?
– Nie zabiorę Kyoko ani do jednego ani drugiego miejsca – oświadczył. – Jeszcze jej nawet nie zaprosiłem. Nie wiem, gdzie będzie chciała iść.
Oboje zamilkli, słysząc jego gniewny ton. Nie spodziewali się takiego wybuchu, ale to ukróciło ich aspiracje konfliktowe.
– Przepraszamy, Decimo. To oczywiste, że Kyoko powinna zdecydować. Po prostu chcieliśmy mieć gotowy plan, żebyś się o to nie martwił – odparła ze skruchą Aki. – Więc poczekamy, aż ją zapytasz, ale musisz zrobić to dzisiaj.
Tsunę zatkało. Aki dała mu wybór niemożliwy, ale też miała rację – musiał wykrzesać z siebie na tyle odwagi, by samodzielnie zaprosić Kyoko. To nie było takie proste. Może i stawał przeciwko potężnym wrogom bez obaw, ale na co dzień nadal był Beznadziejnym Tsuną. I nie miał pewności, czy kiedykolwiek się zmieni. A jednak chciał to zrobić. Chciał o własnych siłach zapytać Kyoko o spotkanie i spędzić z nią trochę czasu.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej był przekonany, gdzie chce z nią iść. Zbierał się na każdej przerwie, by o to zapytać, ale wciąż brakowało mu pewności. Poza tym klasa była pełna ludzi, a przy Kyoko kręciła się Kurokawa. Nie wiedział, jak to zrobić, żeby przez chwilę byli sami. Może wtedy by się odważył. A czas płynął.
Aki przysiadła na ławce Gokudery i z tej perspektywy obserwowała walkę Tsuny z samym sobą. Hayato zresztą też.
– Może powinniśmy mu jakoś pomóc? – zapytał cicho.
– Obiecałam mu, że jeśli nie zrobi tego sam, poślę ciebie do Kyoko – odparła.
– Jestem Prawą Ręką, nie posłańcem – prychnął.
– Ale masz rację. To za wcześnie dla Decimo na takie publiczne wystąpienie – westchnęła. – Jeśli do końca lekcji się nie zdecyduje, będziemy musieli wkroczyć.
– Wiesz jak?
– Mam plan.
– Zawsze tak powtarzasz – prychnął.
– Dobry strateg powinien mieć kilka rozwiązań w zanadrzu. To przydatne, gdy jest się Prawą Ręką – mrugnęła do niego zawadiacko.
Tsuna westchnął ciężko. Lekcje się skończyły, a on nadal nie zapytał Kyoko o spotkanie. Chyba naprawdę wyjdzie tak, że Aki wyśle do Sasagawy Gokuderę, a to z pewnością źle się skończy. Z ciężkim sercem wychodził ze szkoły w towarzystwie dwóch swoich Strażników, ale nawet ich nie słuchał.
– Powodzenia, Dziesiąty.
To zwróciło jego uwagę. Obrócił się, by zapytać, o co Gokuderze chodzi, ale żadnego z nich już nie było w pobliżu. Dopiero po chwili zobaczył, że Kyoko czeka przy bramie. Sama. To był idealny moment.
– Nie ma z tobą Kurokawy? – zapytał.
– Musiała po coś wrócić i prosiła, żebym poczekała.
– Kyoko, bo tak pomyślałem… – zająknął się.
Sasagawa patrzyła na niego z zainteresowaniem, przez co spanikował jeszcze bardziej. Z drugiej strony wiedział, że to może być jedyna szansa, by to zrobić.
– Nie poszłabyś ze mną do Zoo w Walentynki? – wyrzucił z siebie, czerwieniąc się mocno.
Przez moment sądził, że dziewczyna odmówi. Przecież ktoś mógł ją już gdzieś zaprosić w czasie, gdy on się wahał. Poza tym czy nie widziała go jedynie jako kolegę z klasy?
– Chętnie – uśmiechnęła się.
– Naprawdę?
Kiwnęła głową, a Tsuna pomyślał, że zaraz zejdzie na zawał ze szczęścia. Zaprosił Kyoko na randkę, a on mu nie odmówiła.
– Zoo? Co oni dzieci z podstawówki? – skrzywiła się Kurokawa.
Wraz z Aki i chłopakami obserwowała poczynania Tsuny z bezpiecznej kryjówki. Nie była przekonana do tego pomysłu, ale zgodziła się stworzyć warunki dla zaproszenia Sawady.
– W przypadku Decimo to wystarczająco dużo – zaśmiała się Aki. – I tak mamy sukces.
– Ta, tylko żeby jakiejś gafy nie popełnił.
– O to bym się nie martwiła.
Dzień Walentynek był chłodnawy, ale słoneczny. Akurat nie trzeba było iść do szkoły, więc wiele par wykorzystało to, aby świętować. Tsuna wysłuchał ostatnich wskazówek Aki i poszedł na miejsce spotkania z Kyoko. Denerwował się, że coś pójdzie nie tak. Reborn i jego Strażnicy nie mieli wyczucia i potrafili zniszczyć wszystko w ciągu chwili.
– Dziesiąty sobie poradzi? – zapytał Gokudera.
Wraz z Aki śledził poczynania Sawady. Mieli upewnić się, że nikt nie wejdzie im w drogę, bo choć Ósma Wola zorganizowała zajęcie wszystkim pozostałym, to zawsze coś mogło się wydarzyć. Musieli być gotowi na niespodziewane.
– Nie wierzysz w swojego szefa? – uśmiechnęła się z rozbawieniem.
– Dziesiąty jest nieśmiały – mruknął, odwracając głowę.
– Nie będzie tak źle.
I rzeczywiście początkowo wszystko szło dobrze. Do Zoo para dotarła bez problemów, choć nie rozmawiali za wiele. Wyglądało na to, że Kyoko naprawdę lubi zwierzęta, bo była tą wizytą zachwycona. Tsuna potrafił tylko kiwać głową, bo głos go zawiódł.
Gokudera pierwszy usłyszał krzyki.
– Knuckle – Aki usłyszała G.
– Nie mówiłaś, że zorganizowałaś reszcie zajęcia? – warknął Hayato.
– Nie jestem w stanie wszystkiego przewidzieć – odparła. – Poza tym to chyba czyjaś robota. Chodź.
Ruszyli w kierunku źródła krzyków.
– Ryohei.
– Aki, Ośmiornicogłowy, co wy tu robicie?
– To nasza kwestia, Torfogłowy – prychnął Gokudera. – Co ty tu, do cholery, robisz?
– Mistrz Pao-Pao przysłał mi nowy rozkład treningu.
– Arcobaleno… – szepnęła Aki.
– Czy to nie Kyoko? – zapytał Ryohei. – Kyo…
Hayato zasłonił mu usta, nim zaczął się drzeć na pół Zoo.
– Zamknij się – warknął. – Twoja siostra jest z Dziesiątym i nie wolno im przeszkadzać.
– Dlaczego? – zapytał Sasagawa, odpychając Strażnika Burzy.
– Bo to randka – odparła Aki. – Nie wiesz, że Kyoko lubi Decimo?
Ryohei nachmurzył się nieco. Bardzo kochał siostrę, Tsunę traktował jak młodszego brata, ale w tej chwili był tym nieco zaniepokojony. Bo przecież Sawada to mafia, a on nie chciał wciągać Kyoko w tak niebezpieczne sprawy.
– Ryohei, spójrz, jak się dobrze bawią – powiedziała Aki. – Chcesz im to zepsuć? Kyoko byłaby smutna.
– A co jeśli Sawada ją urazi?
– Decimo? – zaśmiała się. – Bez szans. Ale możesz iść z nami.
To był lepsze rozwiązanie, bo dzięki temu miała nad nim kontrolę, a to dopiero początek kłopotów, skoro Reborn wszedł do gry.
Już kilka chwil później spotkali Haru, Chrome, Lambo i I-Pin, których do wizyty w Zoo przekonał Arcobaleno Słońca. Miura była trochę zła, że Aki wzięła stronę Kyoko.
– Nie myśl, że poddam się tak łatwo – oznajmiła z bojową miną.
– Taką mam nadzieję – odparła Aki, zasłaniając usta Gokuderze, nim się odciął.
– Co robicie?
– Takeshi, niech zgadnę, znowu Reborn.
– Ciaossu.
Mały zabójca siedział na ramieniu Yamamota i przyglądał się Ósmej Woli z nutą satysfakcji.
– Zadowolony z siebie, Arcobaleno? – zapytała.
Ten tylko się uśmiechnął. Zirytowanie Aki przyniosło mu radość, bo znowu wchodziła mu w paradę.
– Cześć wam – uśmiechnęła się Kyoko. – Nie wiedziałam, że też przyszliście do Zoo.
Tsuna nie miał najszczęśliwszej miny. Miał być sam z Kyoko, a tu cała jego rodzina. Gdy zobaczył Reborna, domyślił się, czyja to sprawka.
– Jakoś tak wyszło – odparła Aki. – Ale widzę uśmiechy na twarzach. Co to za okazja?
– Żadna tam okazja – odpowiedział spanikowany Tsuna. – Tak po prostu.
– Daj spokój, Decimo. Przed nami nie musisz niczego ukrywać – mrugnęła do niego zadziornie.
– Aki!
Zaśmiała się radośnie, widząc rozbawione miny Pierwszego Pokolenia. Dzień skończył się w domu Sawadów przy cieście i herbacie. Co prawda ze wszystkimi, ale Tsuna odkrył, że nie przeszkadza mu to tak bardzo, jak myślał.
– Dziękuję, Aki – powiedział, gdy już wychodzili.
– Drobiazg. Poza tym połowa zasług należy się Hayato.
– Dziękuję, Gokudera.
– Cała przyjemność po mojej stronie, Dziesiąty – odparł rozradowany.
Aki wzruszyła ramionami na zdegustowaną minę G, który po chwili objął ją zaborczo.
– Masz słabość do tej Burzy, aniele – mruknął.
– Odrobinę – szepnęła. – Jak do każdej Burzy.