Tagi

Poranek wydawał się cichy i spokojny. Lekka mgła nadal unosiła się nad Namimori, zapowiadając kolejny ładny dzień, gdy tylko się rozwieje. Większość mieszkańców dopiero się budziło, niewielu już działało czy kierowało się do swoich obowiązków. Była też grupa tych, którzy dopiero się kładli, lecz trudno było o nich myśleć w kategoriach porządnych członków społeczności.
Do drugiej grupy z pewnością należeli Takeshi i Ryohei, którzy zaczęli dzień już chwilę temu i teraz biegli przez uliczki w ramach porannej rozgrzewki. Część trasy pokonywali wspólnie, wymieniając jedynie powitanie. Odkąd zaprzyjaźnili się bardziej po doświadczeniach Konfliktu Pierścieni, co jakiś czas część treningu odbywali razem.
Aki obserwowała ich z dachu jednego z budynków. Nie mieli o tym pojęcia, ale nie musieli wiedzieć. Najważniejsze, żeby skupili się na treningu i byli sobą. Zresztą wolała widzieć, jak przygotowują się do kolejnych zawodów i rozwijają pasje niż martwią się konfliktami mafijnymi. To nadal były dzieci, nastolatkowie. Mieli przed sobie jeszcze wiele lat życia, o tak wielu sprawach jeszcze nie wiedzieli. Nie chciała, aby ominęła ich cała przyjemność młodości.
– Może powinnaś do nich dołączyć? – usłyszała.
Uśmiechnęła się, spoglądając na swoich towarzyszy.
– I odpaść po stu metrach? – odparła. – Nie dotrzymałabym im kroku.
– Nie jesteś aż tak słaba. Teraz już nie masz ograniczeń, które dawniej nie pozwalały ci na to, co możesz teraz.
– Jest jedno ograniczenie, Knuckle – postukała się w czoło. – Starych drzew się nie przesadza.
– Nie powinnaś określać się starym drzewem – zauważył Ugetsu. – Nadal masz w sobie iskierkę życia.
Aki westchnęła. Ciągle żyła gdzieś pomiędzy. Zwykle jej to nie przeszkadzało, ale czasami… Czasami trudno było uśmiechać się do kolejnego szefa.
– Chyba mam dziś zły dzień – powiedziała cicho.
– Taki osąd może pojawić się dopiero wieczorem – odparł Ugetsu. – Nie wiesz, co przyniesie dzień.
– Młodą Vongolę? – zasugerowała.
– Pesymizm do ciebie nie pasuje.
– Boję się, Knuckle – przyznała. – Boję się, że się zatracę. Niby jest tak samo jak zawsze, a jednak całkiem inaczej. Czasami już nie wiem, co było, a co jest.
– Gdy na nich spoglądasz, kogo widzisz? – zapytał Strażnik Słońca.
– Takeshiego i Ryoheia – odpowiedziała. – Ale…
Nie poganiali jej, pozwalając, aby sama odkryła przed nimi swoje obawy. Dawniej bywała skryta, nie wspominała o wielu rzeczach i dręczyła się nimi samotnie. Musiała się nauczyć o tym mówić. Nigdy jednak nie zmuszali jej do odpowiedzi.
– Ale ostatnio coraz częściej wraca do mnie przeszłość – dokończyła cicho.
– Wolałabyś nie pamiętać? – zapytał Ugetsu.
– Nie chcę tracić tych wspomnień. Żadnego z nich. Nawet tych smutnych i bolesnych. To część tego, kim jestem. To droga, którą przeszłam, by stać się Aki, na którą szef może liczyć. Po prostu nadal wzbudzają we mnie tyle uczuć i tęsknotę za tym, co zostało utracone.
Knuckle położył dłoń na jej głowie i poruszył bezgłośnie ustami. Ta krótka modlitwa miała przynieść odrobinę otuchy. Aki otarła nieposłuszną łzę, która spłynęła po policzku.
– Nie mówcie Giotto – poprosiła. – Będzie się martwił.
– I tak będzie – odparł Ugetsu. – Zawsze się martwi o swych bliskich. Taką ma już naturę.
– Zaczynam się rozklejać – uśmiechnęła się przez łzy.
– Łzy nie są niczym złym. Może za dużo od ciebie wymagamy, nasza mała jesieni*.
Pozwolili jej na kilka chwil słabości. Nie była jak oni. Ich czas się skończył, ona miała zaopiekować się kolejnym pokoleniem. Tym, w którym widziała odbicie dawnych czasów. Tym, które mogło być odpowiedzią na ich modlitwy. Tym, które mogło zmienić wszystko.
W milczeniu przyglądali się, jak Takeshi i Ryohei dobiegają do rozwidlenia dróg i krótko się żegnają. Zobaczą się znowu dopiero w drodze do szkoły w towarzystwie Tsuny, Hayato i Kyoko. Może dołączy do nich Haru i nadłoży drogi na własne lekcje, by pobyć wśród przyjaciół jeszcze przez chwilę. Gdzieś w pobliżu będzie czaił się Reborn, a pod szkołą Kyoya niezadowolony, że tak hałasują.
Aki czekała na nich niedaleko bramy. Nic w jej wyglądzie nie pokazywało, że coś jest nie tak. Uśmiechała się lekko, gdy ją dostrzegli.
– Dzień dobry wszystkim – przywitała się.
– Dzień dobry, Aki.
– Yo.
Tylko Gokudera był niezadowolony z jej obecności, ale do tego wszyscy się przyzwyczaili. Zresztą jedynie wobec Tsuny nie bywał oschły.
– Aki, wszystko w porządku? – zapytał Sawada.
Miał wrażenie, że jej uśmiech znowu jest maską, pod którą skrywa coś bolesnego. Sam nie wiedział, od kiedy zaczął rozpoznawać te niewielkie zmiany jej mimiki i rozdzielać je na prawdziwe i fałszywe. Powoli dostrzegał, kiedy kłamie.
– Oczywiście, Decimo – uśmiechnęła się promiennie.
– A już myślałem, że cię nie będzie – mruknął Gokudera.
– Dziękuję, Hayato, że poświęcasz mi rano jedną myśl – odparła. – Miło, że się troszczysz.
– Kto by się o ciebie troszczył – prychnął, czerwieniąc się lekko. – Właśnie zepsułaś mi dzień.
– A może go naprawię? – zaproponowała.
– Znikaj.
– Jak okrutnie – zrobiła urażoną minę. – Aż tak mnie nie znosisz, że chcesz, żebym zniknęła?
– A co myślałaś? Nie jesteś tu w ogóle potrzebna – oznajmił twardo. – Jedynie dokładasz problemów.
Aki nie sądziła, że te słowa tak bardzo ją ubodą. Nie chodziło o niechęć Gokudery, ale o to, w jaki sposób to powiedział. Już to kiedyś usłyszała.
– Tak, masz rację. Jestem tylko problematyczną kobietą – odparła bezbarwnie.
Przyśpieszyła, rugając się w duchu za taką reakcję. Znowu przeszłość wymieszała się z teraźniejszością. Przecież wiedziała, że Gokudera zawsze ubiera wszystko w negatywne słowa, bo to właśnie nimi chroni się przed ponownym zranieniem. Wiedziała, że nie o to mu chodziło, a pozwoliła sobie na taką reakcję. Nie tak to powinna rozegrać. Normalnie zaczęłaby wygłupiać się dalej i zwróciłaby mu uwagę, że tak kobietom nie okaże szacunku, a bez tego ani rusz. Że nie takiej Prawej Ręki Decimo potrzebuje. Tylko jak miała zajmować się Strażnikami, kiedy nie może ze sobą dojść do ładu?
– Teraz to przesadziłeś, Gokudera – Strażnika Burzy zrugał Yamamoto.
Spoważniał, marszcząc brwi. Przyjaciel mógł sobie być szorstki i darzyć ich niechęcią, ale nie miał prawa nikogo ranić nieprzemyślanymi słowami, które tak dosadnie uderzyły w Aki.
– Nie wolno doprowadzać dziewczyn do łez – dodała Haru.
Hayato miał coś odwarknąć, ale spojrzenia wszystkich były wystarczającym oskarżeniem. Skąd miał wiedzieć, że dziewucha tak się przejmie? Dotąd nic sobie z tego nie robiła. Owszem, raz ją przyłapał na łzach, ale chyba nie z powodu jego słów… Prawda?
– Powinieneś przeprosić Aki – powiedział poważnie Tsuna.
Jego też zaskoczyło, jak łatwo dziewczyna poczuła się zraniona, ale im dłużej ją znał, tym miał większe wrażenie, że nic o niej nie wiedzą.
– Ej, Aki! – zawołał Gokudera.
Dziewczyna zatrzymała się, ale nie odwróciła. Starała się uspokoić i przybrać swoją codzienną rolę. Przecież Decimo nie powinien martwić się jeszcze o nią.
– Przepraszam za to, co powiedziałem – wydusił z siebie. – Nie chciałem cię zranić.
– W porządku – odwróciła się z szerokim uśmiechem. – Tylko żartowałam. Chciałam sprawdzić, co zrobisz.
Gokudera prychnął pod nosem, a Tsuna zmarszczył brwi. Widział, że Aki kłamie. Ten uśmiech był maską, pod którą ukryła prawdziwe uczucia, nie chcąc, żeby się tym martwili. Wydawało się, że pozostałych oszukała, ale nie jego.
Nie zdążył jednak jej o nic zapytać, bo odwróciła swoją uwagę na Hibariego stojącego przy bramie.
– Dzień dobry, Kyoya – uśmiechnęła się do niego.
Strażnik Chmury nie zareagował, jakby w ogóle jej nie widział. Zresztą na resztę młodej Vongoli też nie zwrócił uwagi. Byli jedynie bandą, która się go nie obawiała i traktowała jak swojego, choć on nie zamierzał się z nimi spoufalać. Najważniejsze, żeby nie ściągali problemów do Namimori.
Haru pożegnała się z nimi i ruszyła do własnej szkoły. Popołudniu miała spotkać się z Kyoko na wspólne zakupy. Aki przeszło przez myśl, że to dobry moment, by wprowadzić jeden z planów w życie, choć najpierw musiała rozważyć szanse jego powodzenia i ryzyko zdenerwowania Tsuny. To może mu się nie spodobać, a nie chciała popadać z nim w konflikty z takich powodów.

~ • ~

Pojawienie się o tej porze ucznia na dachu oznaczało tylko jedno – wagary. Te były niezgodne z regulaminem i należało ukarać to karygodne zachowanie. Członkowie Komitetu Dyscyplinarnego wyłapywali delikwentów na całym terenie szkoły, a czasami nawet poza nim. Kara była nieunikniona. Nieważne, czy wagarowicz został przyłapany na gorącym uczynku czy dopiero później. Zasady to zasady.
Wejście na dach było najbardziej pechowym z rozwiązań. Wszyscy wiedzieli, na kogo można tu trafić, a to wiązało się z najwyższym wymiarem kary. Tylko głupcy się na to ważyli i w Średniej Namimori każdy miał tego świadomość.
Po krokach rozpoznał intruza, co mu się nie spodobało. Wszystkich obowiązują te same zasady, nie ma wyjątków. Chyba łatwo to zrozumieć i akceptować.
– Powinnaś być na lekcjach – odezwał się chłodno.
Drgnęła widocznie i spojrzała na niego z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
– Myślałam, że jesteś u siebie – odparła.
– W szkole wszędzie jestem u siebie – odpowiedział.
Posłała mu niemrawy uśmiech. Nie odeszła, nie wróciła na lekcję, ale podeszła do siatki ochronnej i położyła na niej dłoń. Hibariemu się to nie spodobało, ale też nie zdziwiło. Do tej pory udowodniła już, że robi, co chce i nie zawsze dostosowuje się do zasad, które obowiązywały wszystkich dookoła.
Aki zignorowała spojrzenie Kyoyi i spojrzała na panoramę miasta. Nie wytrzymała na lekcji i wyślizgnęła się cicho z klasy. Nauczyciel nawet tego nie zauważył, ale ktoś w końcu zobaczy, że jej nie ma. Na razie się tym nie przejmowała. Potrzebowała chwili dla siebie.
Była zła, że tak zareagowała na słowa Gokudery. Obiecała sobie, że nie sprawi nikomu problemów i będzie wykonywać swoje obowiązki jak dotychczas. Ostatnio coś nie szło. Najpierw Hayato przyłapał ją na łzach w „ten dzień”, a teraz to. W ten sposób Tsuna zacznie coś podejrzewać i będzie drążyć, chcąc jej jakoś pomóc, a to nie o to chodziło. Nie po to tu przybyła, by być ciężarem.
– Płacz nad rozlanym mlekiem niczego nie zmieni – usłyszała.
Spojrzała na postać Woli Pierścienia Chmury. Mężczyzna rzucił jej jedynie krótkie, bezbarwne spojrzenie, z którego wyczytała więcej niż by chciała. Alaude nigdy nie odzywał się ponad to, co uznał za słuszne. Jednak ta oszczędność słów wyrażała dużo więcej. W tej chwili była dezaprobatą dla jej zachowania. Stało się i należało przejść nad tym do porządku dziennego. Przecież świat się nie zawalił.
Westchnęła i pokiwała głową. Sama nie wiedziała, czym się przejmowała. Wtedy nic nie miała, była problemem, którego należało pozbyć się, gdy tylko osiągnie odpowiedni wiek. Jednak to właśnie Vongola jej potrzebowała. Dali jej sens i o wiele więcej. W zamian oczekiwali niewiele. Miała dopilnować kolejne pokolenie, aby stało się trzonem rodziny. Tylko to się liczyło.
Spojrzała na Hibariego, który nadal jej się przyglądał. Marszczył w zamyśleniu brwi i to sprawiło, że zorientowała się, że przyłapał ją na geście skierowanym do Alaude’ego. Zwykle starała się je na tyle ograniczyć, by młoda Vongola zbyt szybko się nie domyśliła. Uśmiechnęła się niczym dziecko przyłapane na rozrabianiu.
– Chmury są chyba zbyt spostrzegawcze – stwierdziła.
– Albo ty zbyt nieostrożna – odparł.
– Chyba nie mam dzisiaj dobrego dnia – wzruszyła ramionami.
– Zawsze może być jeszcze gorszy – ostrzegł.
Kiwnęła głową na znak, że rozumie. Dla niego nie była nikim szczególnym, więc nie miał powodu, by zignorować fakt jej wagarów. Pewnie już myślał nad karą. Cóż, Alaude też nigdy nie odpuszczał złamania zasad.
Hibari spojrzał na miejsce, do którego kiwała głową. Nic tam nie zobaczył, ale to nie znaczyło, że niczego tam nie było. Składając wszystkie elementy razem, dostał dość wiarygodną historię.
– Powiedziałaś roślinożercy? – zapytał.
– O czym?
Pokazał jej Pierścień Chmury na swojej dłoni. Początkowo go nie nosił, a nawet chciał wyrzucić, ale w końcu uznał go za swoją własność. Może też był nieco ciekawy historii, która się za tym kryje.
– Nie rozumiem – powiedziała.
– Ten pierścień nie jest tylko bezcenną błyskotką mafii, ale ma też w sobie coś w rodzaju upiora, o którym wiesz – wyjaśnił.
Uśmiechnęła się bardziej na skrzywioną minę Alaude’ego, gdy usłyszał, że Hibari określa go mianem upiora. Podejrzewała, że chłopak jako pierwszy zacznie się nad tym zastanawiać nawet, jeśli nie zapyta. Był bystry. Szybciej doszedł do tego jedynie Mukuro Rokudo dzięki swoim sztuczkom, ale nic nie powiedział Chrome, grając niezainteresowanego sprawą.
– Skąd myśl, że Pierścień ma jakiegoś, jak to ująłeś, upiora? – zapytała.
– Bryczek kiedyś powiedział, że stare pierścienie mają dusze – odparł. – Choć pewnie jak zwykle bredził od rzeczy.
Aki roześmiała się rozbawiona. Wyglądało na to, że Dino Cavallone podczas bycia ekskluzywnym korepetytorem w trakcie Konfliktu Pierścieni przekazał Hibariemu też trochę wiedzy na temat mafii. Nigdy osobiście nie go spotkała, choć był ulubieńcem Dziewiątego Vongoli, ale musiała przyznać, że potrafił wykazać się inteligencją i zapobiegliwością. Starannie wykonywał swoje obowiązki i zobowiązania, co teraz ułatwiło jej trochę zadanie.
– Coś w tym jest – przyznała. – Poprzednie pokolenia Vongoli zadbały o to, aby pozostawić potomnym wiedzę i tradycje, które zgromadzili. Dziewięć pokoleń nie istniało jedynie po to, by istnieć.
Hibari wzruszył ramionami. Nie dostał żadnych konkretów, a ogólniki go nie interesowały. Prosić o opowieść nie zamierzał, a wiedział, że jej do tego nie zmusi. Jednak potwierdził, że to, co ukrywa, ma związek z duszą Pierścienia. Nie był pewny, czy mu się to podoba, ale może przemyśleć to później.
– Po lekcjach czeka cię kara za wagary – oznajmił. – Za każdą opuszczoną godzinę osobno.
– W porządku. Wybacz, że złamałam dyscyplinę szkoły – odpowiedziała spokojnie.
Nie wiedział, czy autentycznie jest jej przykro, ale tego nie roztrząsał. Najważniejsze, żeby respektowała zasady w tym swoim śmiesznym planie. Reszta go nie interesowała.
Zeskoczył z nadbudówki. Najwyższy czas na patrol w szkole, potem może wymyśleć dla niej karę. W końcu reszta dnia zapowiadała się leniwie i spokojnie. Taką Namimori lubił do momentu aż zacznie mu się nudzić. Wtedy znajdzie sobie jakąś interesującą grę.
Zupełnie nie zwracał uwagi na podążającą za nim Aki. Nie miał zamiaru dać się sprowokować, co prawdopodobnie było jej celem. Zresztą trzymała bezpieczny dystans, więc pamiętała, z kim ma do czynienia i to uznawał. Ważniejszy jednak był patrol. Nigdy nie wiadomo, kto próbuje zakłócić porządek, sądząc, że nie zostanie ukarany.
Zaczęła się przerwa. Wielu uczniów wyszło z klas. Kłaniali się Hibariemu, starając się nie wyglądać, jakby stali w grupkach. To mogłoby go sprowokować do wymierzenia im dotkliwej kary. Szepty o podążającej za nim Aki pojawiały się dopiero, gdy odszedł na pozornie bezpieczną odległość. Większość jednak uważała, że dziewczyna właśnie kopie sobie grób. Przecież Hibari jej tego nie przepuści.
Tsuna aż zbladł, widząc ten niecodzienny obrazek. Jeszcze chwilę temu był gotowy szukać Aki, która zniknęła niepostrzeżenie w czasie lekcji. Martwił się, że dziewczyna nadal gryzie się tym, co powiedział jej Gokudera. Nawet nie zauważył jej wyjścia, musiała poruszać się niczym duch, skoro nikt nie zwrócił na nią uwagi. Chciał ją znaleźć i sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale nie spodziewał się czegoś takiego.
Gokudera skrzywił się na widok zadowolonej z siebie Aki. Dziesiąty się przez nią martwi, a ta łazi za Hibarim tak, żeby cała szkoła mogła to zobaczyć. Nie miał pewności, czy do reszty zgłupiała czy miała w tym jakiś cel. Jej to naprawdę potrzeba porządnej nauczki, to się zacznie zachowywać.
Hibari ich zignorował i poszedł dalej ku uldze Tsuny. Za to Aki zatrzymała się przy nich, uśmiechając się lekko na powitanie. Na jej twarzy nie było już ani odrobiny porannych smutków.
– Czy ty jesteś nienormalna? – warknął Gokudera, podchodząc bliżej do Aki. – Widowisko z siebie robisz, łażąc za tym draniem Hibarim? Najpierw znikasz z lekcji, a teraz odwalasz kolejną głupotę.
– Przecież nic się nie stało, a Kyoya nie lubi, jak się chodzi zbyt blisko niego – odpowiedziała spokojnie.
Nim Gokudera jeszcze coś powiedział, do rozmowy włączył się Tsuna. Nie chciał, aby Strażnik Burzy znowu rzucił coś, co zrani dziewczynę, a teraz, w gniewie, był do tego jeszcze bardziej skłonny.
– Aki, proszę, nie rób takich lekkomyślnych rzeczy. Hibari jest niebezpieczny, a nie chcę, żeby coś ci się stało.
– Nie musisz się o to martwić, Decimo. Moim celem nigdy nie było sprowokowanie Kyoyi do agresji. Wszystko jest pod kontrolą.
– Nawet jeśli tak mówisz, to i tak mnie to niepokoi.
Uśmiechnęła się ciepło. Rozumiała, skąd ta obawa, ale wiedziała, co robi. Hibari też nie należał do ludzi, z którymi nie potrafiłaby znaleźć wspólnego języka. Był Strażnikiem Chmury, nie zapominała o tym.
– Decimo, zaufaj mi. Wiem, co robię. I wybacz za rano. Nie chciałam cię zmartwić – powiedziała łagodnie.
– Na pewno wszystko z tobą w porządku? – zapytał.
– Na pewno – uśmiechnęła się promiennie. – Nie musisz się martwić.
Wyminęła go i weszła do klasy, żeby zająć swoje miejsce. Nie wiedziała, czy przekonała Tsunę, by porzucił myśli o jej porannym nastroju, ale atmosfera się oczyściła. Chyba najgorsze już za nią. Teraz czas zająć się innymi, ważniejszymi sprawami.
– Wolę, gdy jesteś uśmiechnięta – usłyszała Giotta. – Tamto się nie liczy. Jesteś naszą Aki i członkinią Vongoli.
– Wybacz – szepnęła.
Poczuła, jak delikatnie głaszcze ją po włosach i uśmiechnęła się, przymykając oczy. Tak, najgorsze za nią, a przed nią życie z Dziesiątym Pokoleniem.

* Aki oznacza po japońsku jesień i gdyby zapisać imię Aki znakami kanji, to byłoby właśnie to oznaczające tę porę roku