Tagi

, ,

Przyszedł czas na ostatni Płomień – ten najważniejszy, czyli Niebo. Od niego wszystko się zaczęło, choć w cyklu pojawia się jako ostatni. „Siedem Płomieni Nieba” zostaje dziś zakończone, następnym zaś razem zaczynamy „Ósmą Wolę”, która przeszła ostatnio niewielką zmianę. Mam nadzieję, że ostateczny efekt zostanie przyjęty z entuzjazmem.

„Niebo, które wszystko obejmuje, rozumie i bezwzględnie akceptuje.”

Błękitny bezkres nad głową obleczony w niewielkie, puszyste chmurki i jaskrawą, słoneczną kulę. Nie ma takiego miejsca na ziemi, z którego nie byłoby go widać. Wystarczy spojrzeć przez okno.
Nigdy nie było stałe. Raz spokojne, słoneczne, raz jakby gniewne, burzowe i pochmurne. Zmienne i niezmienne jednocześnie, akceptuje i ogarnia wszystko. Pełna harmonia. Niebo – wyjątkowe i niepowtarzalne. Pełne oblicz, kolorów i stanów. Najpiękniejsze ze wszystkich.
Nie dziwiła się, że był nazywany Niebem. W jego obecności nikt nie czuł się źle, a jednocześnie czuli przed nim respekt. Nie musiał podnosić głosu, grozić i straszyć. Nic się przed nim nie ukryło. Zawsze wiedział, kiedy członków jego rodziny coś trapiło, starał się rozwiązać każdy problem. On pierwszy dostrzegł to, co narodziło się pomiędzy nią a G. Nie był zły, uśmiechnął się łagodnie i powiedział, że cieszy się ich szczęściem. Akceptował innych takimi, jacy byli. W jego towarzystwie zawsze czuła się dobrze, choć to ona czasami musiała zwracać mu uwagę na różne rzeczy. To były zabawne czasy.
W tak pogodne popołudnia jak to tęskniła za tamtymi dniami. Wystarczyło zamknąć oczy i przez chwilę mogła być znowu z nimi. Nie tą, która ma obowiązki wobec kolejnego pokolenia, wciąż powtarza ten sam schemat, ale tą, która żyła z nimi, dzieliła smutki i radości. Tą, która była z nim, z Prawą Ręką ich Nieba.
– Aki! Aki!
Podniosła powieki, kiedy czyjś cień przysłonił jej niebo. Uśmiechnęła się do Tsuny, który westchnął na widok pełnego rozluźnienia dziewczyny.
– Przeziębisz się.
– Nic mi nie będzie, Decimo.
Tuż za nim dostrzegła uśmiech na twarzy Giotta. To pobłażliwe spojrzenie Nieba mówiło wszystko, choć Sawada nie mógł tego widzieć. Pewne rzeczy się nie zmieniały mimo upływu lat.
– Jest jeszcze chłodno – upierał się chłopak. – Poza tym zniknęłaś tak bez słowa.
– Wybacz, Decimo. Nie chciałam cię martwić. Stąd dobrze widać niebo.
Prychnięcie Gokudery zwróciło jej uwagę na osobę chłopaka. Nadal za nią nie przepadał. A przynajmniej tak utrzymywał, krzywiąc się na jej widok, gdy tylko pojawiała się w pobliżu jego szefa.
Dziś byli tu wszyscy, nawet Hibari siedział gdzieś w pobliżu, obserwując ich jak to niezależna Chmura. Dziewczyny przygotowywały piknik u podnóża wzgórza, słyszała wesołe okrzyki dzieciaków. Wszyscy zgromadzili się tu dla swojego Nieba.
– Dziesiąty się o ciebie martwi, a ty sobie niebo oglądasz – prychnął Gokudera.
– Czym byśmy byli bez Nieba? – odparła. – Kto inny pozwoli Burzy grzmieć, Chmurze płynąć, Słońcu świecić, Błyskawicy rozświetlać mrok, Mgle osnuwać, a Deszczowi obmywać?
– Jak zwykle gadasz od rzeczy – mruknął szarowłosy.
– To nie jest takie głupie – odparł Yamamoto.
– Ty tam wiesz, bejsbolowy idioto.
– Gokudera…
Aki zaśmiała się szczerze i usiadła. W przeciwieństwie do nich widziała Wole Pierścieni i ich miny. W tej chwili były bezcenne i dobrze wiedziała, o czym świadczą. To ją bawiło. Zwłaszcza zachowanie G, chyba miał dość pieklenia się na wszystko obecnego Strażnika Burzy. Wymieniła spojrzenie z Ugetsu i Giottem, którzy doskonale wiedzieli, że ten najwyraźniej zapomniał o własnych wybrykach młodości.
– I z czego rżysz?
– Taki mądry, a nie widzi oczywistych rzeczy – odparła. – Pomożesz damie wstać czy muszę prosić Decimo? – wyciągnęła do niego rękę.
Prychnął, ale podał jej pomocną dłoń, nie chcąc obarczać tym Tsuny. Uśmiechnęła się do niego.
– Dziękuję.
Włoch od razu spuścił z tonu lekko zarumieniony. Wymruczał coś pod nosem, ale nikt nie był w stanie zrozumieć, o co mu chodziło.
Aki spojrzała na Tsunę, jakby tracąc zainteresowanie Prawą Ręką.
– Chyba wszystko jest już gotowe – powiedziała spokojnie.
Sawada westchnął. Odkąd dziewczyna do nich dołączyła, rozgrywka pomiędzy nią i Gokuderą toczyła się według jej zamysłu. Zaczynało go to trochę drażnić, bo naprawdę nie rozumiał, dlaczego tak go prowokuje.
– Racja. Kyoko i reszta wszystko musiały zrobić same – stwierdził.
– Bo trzeba było kogoś szukać – rzucił Gokudera.
G pokręcił głową na to zachowanie, a Aki uśmiechnęła się do niego.
– Jeszcze pomyślę, że nasza Burza najbardziej się o mnie martwiła – zażartowała.
– Nie przeceniaj się – warknął Gokudera i ruszył w stronę dziewczyn.
– Ups.
– Aki, nie wiem, czy to dobry pomysł tak go drażnić – mruknął Tsuna.
– Wybacz, Decimo. Tylko żartowałam. Nie moja wina, że niektórzy są sztywni.
Mrugnęła do Giotta, który uśmiechnął się pobłażliwie. Coś mu to przypominało. Zresztą pozostałym z Pierwszego Pokolenia również.
– Chodźmy już – postanowił Tsuna.
Kilka chwil później nikt już nie pamiętał o scysji, ale bawili się we własnym towarzystwie pod błękitnym Niebem, które obejmuje wszystko.