Tagi

Spory były jedną z rzeczy, których Tsuna nie cierpiał. Nigdy nie był kłótliwy, wolał się wycofać, niż popaść z kimś w konflikt, a już ostatnim, co przychodziło mu do głowy, było rozwiązywanie problemu siłą. Kiedy jego przyjaciele zaczynali się spierać, czuł się z tym źle. Na myśl, że Hibari i Mukuro mogliby znów rozpocząć walkę, było mu słabo i denerwował się, kiedy Reborn o tym wspominał. Może było to trochę naiwne, ale wolałby żyć w świecie, w którym nie byłoby takich idiotycznych sporów.
Nie miał pojęcia, co zrobić z Gokuderą i Aki. Od samego początku ta dwójka nie pałała do siebie sympatią. Nawet nie, to Hayato nie znosił dziewczyny, a ta robiła wszystko, by go sprowokować. Wydawało się, że naprawdę bawi ją doprowadzanie Strażnika Burzy do szału, a temperament chłopaka jedynie jej wszystko ułatwiał. Nie miał pojęcia, w czym jest problem. Co Aki chciała przez to osiągnąć? Zmusić Gokuderę do zmiany zachowania? Wątpił, czy to jest możliwe. Takimi metodami mogła tylko pogorszyć sprawę.
W końcu konflikt sięgnął apogeum. Tsunę naprawdę przeraził fakt, że Gokudera trzymał Aki za szkolną koszulę i rzucał jej mordercze spojrzenie. Znał go i wiedział, że lada chwila skończyłoby się to czyjąś krzywdą. Hayato był oschły, więc nie przebierał w słowach i czynach, nie rozróżniał przeciwników na wzgląd na ich płeć czy wiek, więc nie trudno było sobie wyobrazić, jak atakuje Aki. Mógłby naprawdę zrobić jej krzywdę, nim by go powstrzymali.
Z drugiej strony Aki robiła wszystko w tym kierunku, żeby do tego doszło. Nie okazywała ani odrobiny strachu, żadnego respektu, jakby fakt, że może zostać zraniona, nie robił na niej wrażenia. Może i pochodziła z Vongoli, ale to była stanowcza przesada. Że też musiała się uczepić Strażnika Burzy…
Nie wiedział, co ma z nimi zrobić. Przeproszą go, uspokoją się na chwilę, a gdy się odwróci, znów będzie to samo. Jak powinien ich nakłonić do zaprzestania tej walki? Chyba nie miał na to skutecznego sposobu. Nie umiał nad nimi zapanować, a Reborn chce z niego zrobić szefa mafii. Dobre żarty.
– Decimo, możemy porozmawiać? – usłyszał za plecami szept.
Jednocześnie Aki lekko dźgnęła go długopisem, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Trwała jeszcze lekcja, więc nie mogła mówić zbyt otwarcie. Chwilę później zabrzmiał dzwonek na przerwę.
– W porządku – zgodził się.
– Wyjdziemy? – zaproponowała.
Kiwnął głową i wspólnie ruszyli do drzwi. O ile Yamamoto wyczuł, że to nie najlepsza chwila i ich nie zaczepił, tak Gokudera zagrodził drogę Aki.
– Co znowu kombinujesz? – warknął.
– Jedyną osobą, przed którą mam obowiązek się tłumaczyć, jest szef Vongoli. W tej chwili Decimo – odparła wyniośle.
– Gokudera, chcę porozmawiać z Aki na osobności – odezwał się Tsuna. – Możesz nas przepuścić?
– Jeśli taka jest wola Dziesiątego – mruknął.
Odsunął się i został w klasie, choć nie był z tego powodu szczęśliwy. Na Yamamota tylko warknął, gdy ten próbował zacząć rozmowę. Nie podobało mu się to ani trochę.
Aki zaprowadziła Tsunę na dach. Wydawał się opustoszały, ale dziewczyna wiedziała, że w pobliżu siedzi Hibari. Nie zwracała jednak na niego uwagi, a on odwzajemnił się tym samym.
– Nie wszystko poszło tak, jak powinno – odezwała się. – Oboje trochę przesadziliśmy.
Tsuna spojrzał na nią, a potem na błękit nieba. Chociaż Aki potrafiła sama przyznać się do błędu, Hayato miał z tym większy problem.
– Nie rozumiem was – powiedział. – Dlaczego ciągle go prowokujesz? Co chcesz tym osiągnąć? Zmienić jego charakter? Z każdym dniem jest coraz gorzej, a dziś już przesadziliście.
– Nie chcę zmieniać jego charakteru – odparła. – Nie można zaprzeczyć, że Hayato jest prawdziwą Burzą, ale jest też strasznym dzieciakiem, który nie rozumie wielu rzeczy. Myślę, że on po prostu jest przerażony.
– Przerażony?
– Tym, że jedyna osoba, która bezwarunkowo go zaakceptowała, ma też innych ludzi dookoła siebie. Nie chce niczego utracić, więc niczego nie zyskuje. Trzyma się kurczowo jednego promyka, jaki ma, resztę odtrącając niczym trędowatych.
– I tą całą prowokacją chcesz coś zmienić? – zapytał.
– Hayato idzie ścieżką, która go zniszczy. Co gorsza, może zniszczyć też ludzi dookoła niego. Nie chcę, żeby musiał coś utracić, by to zrozumieć. Wtedy będzie już za późno. Wiem, że to nie jest zbyt miłe, ale wątpię, żeby same słowa do niego dotarły. W historii Vongoli byli różni Strażnicy Burzy. Niektórzy potrafili siać zniszczenie, gdziekolwiek by się nie zjawili. Niedoścignionym wzorem był Pierwszy Strażnik Burzy, G. Jednak nim G stał się osobą, o której teraz mówi się z szacunkiem, musiał stracić zbyt wiele. Nie chcę, żeby Hayato spotkał ten sam los. Jeśli przez to ma mnie znienawidzić, to się na to godzę.
– Nie ma mowy! – podniósł głos. – Masz przestać. Nie chcę, żebyście darzyli się nienawiścią. Oboje jesteście moimi przyjaciółmi.
Spojrzała na niego smutno. Wiedziała, jak bardzo go w tej chwili zawiodła, ale obiecała zaopiekować się Strażnikami. Jeśli tego nie zrobi, jaki będzie sens jej istnienia?
– Nawet jeśli przez to Hayato zostanie taki, jaki jest? – zapytała.
– Nie możesz zmuszać ani siebie ani jego do takiego wysiłku – odpowiedział. – Wiem, że Gokudera zbyt szybko łapie za dynamit i jest dla innych niemiły, a ty robisz dla nas naprawdę dużo. Zaopiekowałaś się Chrome, zaprzyjaźniłaś z Lambo, z pozostałymi też się dogadujesz, ale to jest za dużo. Jeśli chcesz, żeby Gokudera cię znienawidził, to na to nie pozwolę.
Westchnęła. Z nimi było naprawdę trudno. Może dlatego, że nie należeli bezpośrednio do mafii i inaczej patrzyli na rzeczy niż poprzednie pokolenia. Nadal byli bandą dzieciaków, której nikt nie podejrzewał o siłę do zmian.
– Myślę, że jesteś w stanie nas powstrzymać, kiedy jesteś obok – odpowiedziała. – Ale nie możesz być zawsze.
– Aki, dlaczego jesteś taka uparta?
– Bo wiem, jak to się może dla niego skończyć, a wtedy będzie już za późno. Ten jeden raz nie mogę cię posłuchać, Decimo.
– Nie rozumiem.
Oparła się o siatkę, spoglądając na panoramę miasta.
– Wszystko sprowadza się do drogi, którą Hayato wybrał. Próbuję go z niej zepchnąć, nim będzie za późno, bo wiem, że może przynieść zbyt wiele cierpienia.
– I chcesz się poświęcić?
– Mnie to już nie robi różnicy – uśmiechnęła się smutno. – Najważniejsi są dla mnie Strażnicy.
– Dla mnie to nie ma znaczenia. Czy są Strażnikami czy nie, są moimi przyjaciółmi. Ty też. I nie masz prawa poświęcać się i ściągać na siebie cierpienia. Po lekcjach porozmawiam z Gokuderą, a potem spróbujcie dojść do porozumienia. Bez poświęcania kogokolwiek.
Zabrzmiał dzwonek, więc Tsuna skierował się do drzwi. Mieli jeszcze jedną lekcję dzisiaj. Aki jednak się nie ruszyła.
– Nie idziesz? – zapytał.
– Dogonię cię za chwilę – obiecała.
Tsuna wzruszył ramionami i zostawił ją samą. Oparła czoło o siatkę, opuszczając ramiona w geście poddania.
– Chyba jestem już na to za stara – westchnęła.

~ • ~

Trudno było się uspokoić, gdy źródło gniewu kroczyło tuż za nim, zupełnie nie przejmując się tym, że nie ma ochoty na towarzystwo. W jakim języku miał to powiedzieć, żeby się w końcu odczepiła? Wątpił, żeby w jakimkolwiek zrozumiała. A wyglądała na inteligentną.
Rzucił jej pochmurne spojrzenie, na które nie zareagowała. Po prostu szła dalej. To przez nią to wszystko się wydarzyło. Doprowadzała go do szału całym swoim jestestwem, a to skończyło się zawodem w oczach Dziesiątego.
– Przestaniesz za mną łazić? – warknął.
– To należy do moich obowiązków wobec Strażników.
Odwrócił się i rzucił jej złowrogie spojrzenie.
– Gówno mnie to obchodzi – odwarknął. – Masz znikać. I tak już zrobiłaś zbyt wiele.
– Nie tylko ja sprawiłam zawód Decimo – odparła. – Zamierzasz obwiniać mnie, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia? Nic ci to nie da.
– A co ty o tym wiesz? Co?
– Więcej niż bym chciała. Wolę, żebyś nie musiał przez to przechodzić.
Gokudera prychnął w odpowiedzi. Był wściekły, że w ogóle postanowiła stanąć pomiędzy nim a Dziesiątym. Jakim prawem? To z jej powodu zawiódł. Ciągle wsadzała nos w nieswoje sprawy, choć nikt ją o to nie prosił.
– Posłuchaj mnie – wycedził. – To ostatni raz, gdy to mówię. Nie masz niczego, czego mogłabyś mnie nauczyć. W przeciwieństwie do reszty nie zamierzam dać się wodzić za nos, więc możesz sobie odpuścić.
Aki westchnęła. Mogła się tego spodziewać. Co prawda Gokudera przeprosił Tsunę za tę scenę na schodach i obiecał poprawę, ale nie wyglądało na to, by coś miało się zmienić w najbliższym czasie. Widział w niej jedynie zagrożenie, jakby oświadczyła, że zabierze Dziesiątego i nigdy go już nie zobaczy.
– Nie, nie jesteś taki jak pozostali Strażnicy, Hayato – przyznała spokojnie. – Jesteś największym utrapieniem w całym pokoleniu. Lambo jest dzieckiem, więc można patrzeć na niego przez palce, Chrome musi się przekonać, że istnieje inny świat niż ten, w którym dotąd żyła, ale ty jesteś jedynie przeszkodą.
– Ty… – zaczął.
– Nie skończyłam – na moment podniosła głos. – Nie jesteś ani Prawą Ręką ani liderem Strażników, na którym Decimo i pozostali mogą polegać. Nie ufasz nikomu, więc oni nie zaufają tobie, nie zaakceptują cię naprawdę, dopóki ty tego nie zrobisz, a to doprowadzi do tragedii, gdy przyjdzie czas walki.
Gokudera prychnął lekceważąco. Nie zamierzał dać się pouczać nieco tylko starszej od siebie dziewczynie, której się wydaje, że może, bo przysłał ją Dziewiąty Vongola. Skarbnica wiedzy, też coś.
– A co ty możesz o tym wiedzieć, co? Ledwo mnie znasz.
Aki uśmiechnęła się drwiąco. Nie poczuła się zlekceważona, choć pewnie powinna. Wiedziała, że Gokudera wszystkich traktuje jak głupszych od siebie. Mógł sobie być geniuszem, ale w rzeczywistości był tylko gówniarzem, któremu potrzeba odpowiedniej lekcji.
– Mylisz się, skoro myślisz, że przyjechałam nieprzygotowana. O Dziesiątym Pokoleniu wiem wszystko, czasami więcej niż sami ujawniliście reszcie. Chciałbyś być nadal samotnym wilkiem tak jak wtedy, gdy żyłeś we Włoszech po ucieczce z domu. Nie jesteś. Jedyna rola, jaką możesz osiągnąć, to bycie porzuconym kundlem, którego w końcu ktoś zaakceptował. Gonisz własny ogon, nie dostrzegając błędów, które popełniasz. Któregoś dnia przez to zginiesz, a Decimo będzie cierpiał, bo straci ważnego przyjaciela. A przecież chcesz z nimi oglądać fajerwerki.
Jeszcze przed chwilą chciał jej wygarnąć, ale ostatnie słowa sprawiły, że go zatkało. Doskonale pamiętał, czego nauczył się w czasie Konfliktu Pierścieni i walkę z Belphegorem z Varii, kiedy Tsuna kazał mu za wszelką cenę wracać, bo jeśli zginie, wszystko przestanie mieć sens. Sam to powiedział. Wycofał się w ostatniej chwili, zostawił Pierścień na pastwę Varii, bo chciał spędzać czas z Tsuną i pozostałymi. Chciał znów zobaczyć z nimi fajerwerki.
– Skąd…? – wykrztusił.
– Nie będę cię więcej niepokoić – powiedziała, ignorując pytanie. – Skończyłam z tobą, Hayato Gokudera.
Odwróciła się i poszła w swoją stronę. Wiedziała, że dalsza wymiana zdań do niczego dobrego nie doprowadzi, a nie chciała bardziej martwić Tsuny.
– Ten cholernik będzie musiał zrozumieć to na własnej skórze – usłyszała G. – Zrobiłaś wystarczająco dużo. Decimo miał rację, nie możesz się przeciążać. Giotto też nigdy tego nie chciał.
– Jeśli przez niego coś się komuś stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę – odparła.
– Odpuść, aniele. Jak się nie sparzy, nie nauczy się. Czasami tak już musi być.
Gokudera stał jeszcze przez chwilę zdezorientowany. Nadal był na nią wściekły, teraz bardziej z powodu słów, którymi go obrzuciła, a jednocześnie czuł, że ta dziewucha może mieć odrobinę racji. To mu się w ogóle nie podobało.
Nie miał jednak czasu, by dłużej się nad tym zastanawiać, bo już czekały na niego kłopoty.
– Gokudera!
Dostrzegł bandę miejscowych chuliganów, z którymi miał już kilka zatargów. Skrzywił się na ich widok, bo nie był w nastroju do zajmowania się kretynami.
– Czego? – warknął. – Znowu chcecie oberwać?
– Mamy przewagę liczebną, a i twoją lalunią też się zaopiekujemy.
Hayato skrzywił się. Musieli go zobaczyć z Aki, a jeszcze tego mu brakowało, żeby musiał zajmować się także nią. Zagrodził im jednak drogę z cwanym uśmiechem na ustach.
– Myślicie, że dacie radę? – zakpił. – Chciałbym to zobaczyć.
– Brać go!
Walka była nieunikniona, choć Gokudera umiał sobie radzić w takich warunkach. Kilka lasek dynamitu ostatecznie rozstrzygnęło sprawę, a wszystko trwało zaledwie parę minut. Zarobił przy tym kilka niegroźnych siniaków, więc było lepiej niż zazwyczaj.
W pewnej chwili dostrzegł, że brakuje trzech chuliganów. Tych, z którymi najczęściej się bił. Zaklął szpetnie pod nosem. W zamieszaniu musieli się wycofać i pójść za Aki. Czort wie, gdzie dziewucha poszła, a może nawet nie wiedzieć o pościgu. Nie było wyjścia, musiał przynajmniej spróbować ich odnaleźć i upewnić się, że Aki jest cała.
Nie miał szczęścia. Przeszukał najbliższą okolicę, ale wyglądało na to, że Aki nie ma nigdzie w pobliżu. Nie mogła przecież odejść tak daleko. Może zdołała umknąć, była przecież na tyle sprytna, by wodzić Strażników za nosy. Może należało zaufać jej tajemniczości i założyć, że wszystko z nią w porządku.

~ • ~

Następnego dnia Aki nie pojawiła się na lekcjach. Rano wydawało się, że po prostu się spóźni z jakiegoś powodu. W końcu każdemu czasem się zdarza, więc Gokudera nie panikował. To wcale nie znaczyło, że coś jej się stało. Równie dobrze mogła chcieć go postraszyć i w ten sposób ukarać, że nie dał sobą sterować. Była do tego zdolna. Wystarczająco dobrze ją poznali, ale z każdą minutą nieobecności coraz bardziej rozumiał, że to nie żarty. Po pierwszej lekcji miał już pewność, że nie przyjdzie. W jego głowie jeden ze scenariuszy przewidywał udział tych trzech chuliganów, którym dał uciec poprzedniego dnia. Mogli ją przecież dopaść. Wbrew pozorom była tylko dziewczyną i cięty język mógł jej nie ochronić.
Nie powiedział na ten temat ani słowa. Za bardzo palił go wstyd przed Dziesiątym, bo miał wyrzuty sumienia i poczucie winy. Był z nią, przez niego stała się celem, a on nie dopilnował, by bezpiecznie wróciła do domu. Zawiódł. Stało się tak, jak powiedziała. Ktoś zapłacił za jego zachowanie. I była to ona. Tsuna był lekko zmartwiony, a to wszystko z jego winy. Dla Dziesiątego już była kimś cennym, zresztą nigdy nie chciał, żeby ktokolwiek został zraniony i dotyczyło to również wrogów. Przez to Gokudera nie potrafił wykrztusić z siebie opowieści o wydarzeniach poprzedniego wieczoru.
– Aki chyba dzisiaj nie przyjdzie – stwierdził Yamamoto po trzeciej lekcji.
– To trochę dziwne. Dotąd nie opuściła żadnego dnia – zauważył Tsuna. – Ciekawe, co ją zatrzymało.
– Może pójdę jej poszukać? – zaproponował Hayato.
Nie rzucił przy tym zwyczajowego stwierdzenia, że Aki jest na tyle bezczelna, by martwić swoją osobą Dziesiątego. Tsuna zwrócił na to uwagę, ale stwierdził, że może w końcu próbuje jakoś zaakceptować dziewczynę w pobliżu.
– Nie trzeba, Gokudera. Może jest po prostu z Chrome – odparł Sawada. – Poza tym nie chcę, żebyś musiał opuszczać z tego powodu lekcje.
– Co to kilka nudnych lekcji, ale skoro Dziesiąty tak mówi.
Stanowczo bardziej wolałby, żeby Tsuna mu na to pozwolił. Przynajmniej miałby pretekst do poszukania dziewczyny bez przyznania się do swego zaniedbania. Nie chciał wzbudzać podejrzliwości dziwnym zachowaniem bądź nadmierną troską. Wyjście teraz z lekcji byłoby jawnym przyznaniem się do winy, a wciąż jeszcze nie miał pewności, czy właśnie najgorszy scenariusz się spełnił. Trzymał się tej odrobiny nadziei, że to niewybredny, okrutny żart. Postanowił więc, że zaraz po lekcjach uda się na poszukiwania. Miał nadzieję, że jakoś uda mu się to wszystko naprawić, a zwłoka nie przyniesie zbyt wielu szkód.
Gdyby chodziło tylko o niego, nawet by się nie przejął. Nie kazał jej za sobą chodzić, wyrzucać z siebie tyrad o tym, jak niekompetentnym Strażnikiem jest, a tamtym gnojkom brać ją na cel. To oni ciągle mieli do niego jakiś problem, a że nie rozumieli nawet, jak wbijał im to siłą do głów, nie mógł z tym nic więcej zrobić. Przecież nie będzie się cofać przed byle chuliganem, który nawet nie jest na tyle groźny, by nazywać go przeciwnikiem. Aki też nie zamierzał słuchać. Nie miała żadnego autorytetu, nikt nigdy o niej nie słyszał. Kto wie, skąd Dziewiąty ją w ogóle wytrzasnął. Faktem było, że dziewucha ma o sobie zbyt wysokie mniemanie, trochę informacji o różnych sprawach i niewyparzony język. To jeszcze nie robiło z niej korepetytorki.
Chodziło o Dziesiątego, w którego łaski się wkupiła. Znał zbyt dobrze swojego szefa, by wiedzieć, że ten będzie cierpiał, jeśli Aki coś się stanie. Był zbyt łagodny. Dla niego chciał ją odnaleźć, najlepiej całą i zdrową. Już nawet przyjąłby to, że sobie z niego znowu zakpiła. Nawrzeszczałby na nią, że martwi Dziesiątego, ale wszystko rozeszłoby się po kościach.
Lekcje dłużyły mu się w nieskończoność, przez co był jeszcze bardziej rozdrażniony niż zwykle. Chciał być już w akcji, a musiał tkwić w klasie i słuchać o rzeczach, które go nie interesują, bo dawno je opanował. Tracił tylko czas. Plan działania łatwo było ułożyć, a odeskortowanie szefa do domu raz będzie musiał zostawić Yamamoto.
W ponurym nastroju wyszedł ze szkoły krok za Tsuną i Takeshim, którzy rozmawiali na jakiś luźny temat. Nawet nie zwracał na to uwagi.
– Aki, gdzie byłaś cały dzień?
To go otrzeźwiło. O mur okalający szkołę opierała się złotooka i radośnie szczerzyła do nich zęby. Wyglądała na całą i zdrową, jakby nic się nie wydarzyło. Hayato poczuł falę ulgi, że się znalazła i Dziesiąty nie dowie się o całej sytuacji.
– Miałam coś do załatwienia – odparła, poprawiając warkocz. – Przepraszam, że wcześniej nie dałam znaku, że mnie nie będzie. Chyba za mocno was nie zmartwiłam?
– Tylko trochę, ale nic się nie stało – uznał Tsuna. – Co tu robisz? Hibari nie będzie zadowolony, kiedy zauważy, że nie byłaś na lekcjach.
Uśmiechnęła się psotnie, ale niczego nie wyjaśniła. Chwilę później zostawiła ich i podeszła do Kyoko, żeby coś ustalić, prawdopodobnie w sprawie Chrome. Uznali więc, że czas się zbierać do domu.
Gokudera został z tyłu. Ulga zdążyła zniknąć na rzecz gniewu, więc poczekał, aż Aki skończy rozmowę z Kyoko i odciągnął ją na bok. Nie zwracał uwagi na to, czy zrobi jej krzywdę.
– Co to miało być? – warknął.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi – odparła chłodno.
– O to zniknięcie. Myślałem, że… – zawahał się.
Na jej twarzy odmalowało się zrozumienie.
– Myślałeś, że nie poradzę sobie z trzema chuliganami, których wczoraj przeoczyłeś? – zapytała. – I pewnie nie powiedziałeś Decimo, bo się wstydziłeś. Byłby zawiedziony, gdyby usłyszał, z jaką nonszalancją mnie wczoraj zostawiłeś na pastwę losu.
W oczach Gokudery pojawił się strach. Nie widział powodu, dla którego Aki nie miałaby wyjawić całej sprawy przed Dziesiątym, a to skończyłoby się dla niego źle. Uśmiechnęła się z politowaniem.
– Nie martw się. Już ci wczoraj powiedziałam, że z tobą skończyłam. Jestem opiekunką Strażników, a nie donosicielką. Ty zaś zawiodłeś na wszystkich frontach i możesz winić za to jedynie siebie. Nie mam dla ciebie czasu.
Wyswobodziła się i odeszła, pozostawiając go z mieszanymi uczuciami. Gdy postanowił ją dogonić i odpowiedzieć, jej już nigdzie nie było. Jakby się rozpłynęła…