Tagi

Śledzenie kogoś, kto ciągle znika, było bardzo trudne. Gokudera odczuł to na własnej skórze, gdy postanowił odkryć wszystkie sekrety Aki. Chodził za nią, uważał na każde jej słowo, obserwował zachowanie dziewczyny. Nie rozumiał decyzji Dziewiątego o posłaniu właśnie jej. O Rebornie słyszał każdy w mafii, jego niezwykły wygląd może i wprowadzał w błąd tych, którzy nie wiedzieli o Arcobaleno, ale szybko zostawał z niego wyprowadzony. Natomiast o niej nigdy nie słyszał. Powierzenie komuś pieczy nad Strażnikami i historią Vongoli było niezwykle odpowiedzialną decyzją. Taka osoba musiała wykazywać odpowiednie cechy i mieć jakieś doświadczenie. Ktoś tak młody raczej odpadał. O obowiązkach Strażników więcej dowiedzieliby się od towarzyszy Dziewiątego. Mieli za sobą jakiś staż, więc wiedzieli, co robią. Dlaczego więc została im przysłana młoda dziewczyna? W ogóle tego nie rozumiał.
Jej charakter też stanowił problem. Doprowadzała go do szału. Robiła, co chciała, nie czuła wobec nikogo respektu, kpiła sobie z nich, kiedy miała na to ochotę. W ogóle nad nią nie panowali. Czasami słuchała, gdy Dziesiąty o coś poprosił, ale z pozostałymi jawnie sobie pogrywała. Bezczelna dziewucha.
Dziś jednak była jakaś inna. Ani razu nie zwróciła na siebie ich uwagi, siedziała cicho, a nawet przyłapał ją na tęsknym spoglądaniem za okno. Może to trwało tylko chwilę, bo gdy spostrzegła, że ją obserwuje, posłała mu uroczy uśmiech i zajęła się lekcją. Wyglądało na to, że ani Yamamoto ani Dziesiąty niczego nie zauważyli. Niepokoiło go to. A co jeśli ich wystawiła? Może akurat to była przesada, skoro przysłał ją Dziewiąty, ale coś było nie tak.
A teraz zniknęła. Zwykle jadła z nimi, więc to było dziwne. Z Sasagawą też nie wyszła. Wiedział, że Dziesiąty będzie zaniepokojony jej nieobecnością, zaakceptował ją wspaniałomyślnie, przez co stała się częścią ich grupy. Tylko z tego powodu postanowił jej poszukać. Mętnie wymówił się ze wspólnego lunchu, nie chcąc kłamać i czym prędzej wyszedł. Był też trochę ciekawy, co robi, gdy nie ma ich obok. Może chociaż jedna tajemnica zostanie rozwikłana.
Nie było jej na dziedzińcu ani w pobliżu boiska. Nie znalazł dziewczyny na żadnym z pięter, obok recepcji natknął się jedynie na Hibariego, ale ostentacyjnie go zignorował. Gość w ogóle nie nadawał się na Strażnika, do tego nie można było mu ufać. Łaził, gdzie chciał, tylko by wszystkich atakował, a do Dziesiątego odnosił się ze szczególną pogardą. Ani odrobiny respektu. Szkoda na niego czasu.
Wyszedł na dach, który był pusty. Zwykle, gdy nie było tu Hibariego, ktoś zajmował to miejsce. Czasami sami tutaj przychodzili, kiedy było coś, o czym należało porozmawiać bez postronnych. Na pogodę też nie można było narzekać, więc było to dziwne.
Rozejrzał się, ale nikogo nie dostrzegł. Wyglądało na to, że rzeczywiście dach był pusty, a dziewucha rozpłynęła się w powietrzu. Jeszcze trochę i będzie mógł ją podejrzewać o bycie duchem albo Niezidentyfikowanym, Tajemniczym Zwierzęciem, choć dotąd nie wykazywała takich cech. Może tak dobrze to ukrywała? Chyba to też musiał wziąć pod uwagę.
Dostrzegł ją całkiem przypadkiem, gdy się poruszyła. Siedziała w cieniu i chyba nie miała pojęcia o jego obecności. Lepiej dla niego. Przynajmniej będzie mógł ją trochę poobserwować taką, jaka jest bez ich obecności obok. To może wiele wyjaśnić.
Ostrożnie podszedł bliżej tak, aby nie zdradzić swojej obecności. Miała naprawdę dobry słuch, co udowadniała niejednokrotnie, odpowiadając na jego obelgi wypowiadane pod nosem. Nie zdziwiłby się, gdyby już wiedziała o jego obecności i tylko czekała z jakąś gotową kpiną aż się zbliży. To byłoby do niej podobne. Zaś to, co zobaczył, w ogóle.
Aki siedziała w cieniu z nogami przyciągniętymi do tułowia i objętymi jedną ręką. Po jej policzkach spływały łzy. Drugą dłoń trzymała w pogotowiu blisko twarzy, by uciszyć szloch. Nie chciała, żeby ktoś ją tak zobaczył.
W pewnym momencie drgnęła, jakby coś usłyszała, i odwróciła spojrzenie na oniemiałego Gokuderę. Otarła łzy i uśmiechnęła się nieco wymuszenie. Nie miała na to ochoty.
– Płaczącą dziewczynę najlepiej zostawić w spokoju albo pocieszyć – powiedziała nieco ochryple.
Hayato wziął się w garść. Owszem, zaskoczyła go tym. Łzy do niej nie pasowały, bo oznaczały, że ona również ma słabości, choć starała się ich nie pokazywać. Dotąd nie znał jej z tej strony. Czyżby tak dobrze grała? A może coś się wydarzyło?
– Czemu ryczysz? – zapytał gniewnym tonem.
Aki wzruszyła ramionami, lekceważąc temat. Było jej odrobinę głupio, że przyłapał ją na płaczu. Nigdy nie wylewała łez przy kimś. Nieważne, jak bardzo było źle, pozwalała sobie na to dopiero w samotności. To byłoby niestosowne. Ojciec nigdy nie pozwalał jej płakać, a coś z tamtej panny w niej zostało. Przy tym nie chciała nikogo martwić swoim zachowaniem.
To był jeden z tych dni, gdy przeszłość dawała o sobie znać dość boleśnie. Nie potrafiła się skupić na swoim zadaniu, choć wiedziała, że powinna. Tamto było za nią. Stało się, a teraz muszą mierzyć się z tego konsekwencjami. Nawet nie, miała swoją misję i należało ją wypełnić. Na wspomnienia powinien przyjść czas, gdy skończy się dzień. Tylko łatwiej powiedzieć niż zrobić. Było to słabością, której nie mogła ot tak odrzucić. W taki dzień jak dzisiaj trudno było zachowywać się jak zwykle i uśmiechać. Ten dzień już zawsze będzie pełny smutku.
Gokuderę rozdrażniło zignorowanie pytania. Nie martwił się o nią, ale było to dziwne i chciał wiedzieć, o co chodzi. Zresztą sama powiedziała, że na wszystkie ich pytania odpowie, o ile nie chodzi o przemilczaną część historii jej powodów. O to chodzi?
– Zmartwisz tylko Dziesiątego – prychnął.
Aki uśmiechnęła się. Tym razem bardziej przekonywująco, choć delikatnie. Dobrze było usłyszeć, że Hayato próbuje pod troskę o Tsunę upchać również troskę o innych. Może niezbyt widocznie, ale powolutku zaczynał dostrzegać też pozostałych członków swego pokolenia.
– Nie martw się o to, Hayato – odparła. – Dla Decimo zawsze będę miała uśmiech.
– Dziesiąty zauważy, że kłamiesz.
– Nie pozwolę na to. Zresztą to nie kłamstwo, a jedynie przemilczenie. Mogę liczyć, że nic mu nie powiesz? To będzie nasz sekret.
– Nie chcę mieć z tobą żadnych sekretów – warknął. – Nie martw Dziesiątego i nie spóźnij się na lekcję.
Odwrócił się i zszedł z dachu rozdrażniony jej zachowaniem. Miałby dla niej okłamywać szefa? Nigdy w życiu. Cokolwiek to było, nie powinna tego przynosić ze sobą do szkoły. Tylko ich martwi swoim głupim zachowaniem.
Z drugiej strony był zaskoczony, jak szybko się pozbierała, gdy tylko go zauważyła. Chyba była zbyt dumna, żeby płakać przy nim i w sumie dobrze, bo nie miałby pojęcia, co zrobić, żeby ją uspokoić. Płaczące kobiety były nie tylko irytujące, ale też straszne i nie chciał mieć z nimi do czynienia. A z tą już na pewno. Następnym razem chyba jej przyłoży i wyciśnie, czemu ryczy. Inaczej wbrew zapewnieniom może zaniepokoić Dziesiątego, a to nie jest coś, czym jego szef powinien się martwić. Jako Prawa Ręka nie może na to pozwolić.
Aki przez chwilę patrzyła za oddalającym się Gokuderą. Chyba go zmartwiła nawet, jeśli chłopak nigdy się do tego nie przyzna. Nie taki miała cel.
– Mogłeś mnie ostrzec wcześniej – zwróciła się do G. – Jeszcze chwila i pomyślę, że zrobiłeś to specjalnie.
– W żadnym wypadku – odparł.
Delikatnie otarł resztę łez z jej policzka i spojrzał na słoneczne niebo. Dobrze wiedział, jaki jest dziś dzień. Nigdy nie zapomniał. Nie potrafił, a to doprowadzało go do szału i rozpaczy. Gdyby mógł, zmieniłby bieg historii i nigdy by na to nie pozwolił. Może wtedy wiele rzeczy by się nie wydarzyło i Vongola byłaby inna. Taka o jakiej zawsze marzyli.
– Nadal się obwiniasz? – zapytała cicho.
– I nigdy nie przestanę. Zawiodłem siebie, Primo, ciebie. Byłem nieodpowiedzialny i pozwoliłem, aby to inni płacili za moje błędy.
– Byłeś młody, G. Poza tym to nie była twoja wina, ale mój wybór. Zrobiłabym to tyle razy, ile trzeba.
– Raz wystarczy – odparł twardo. – I nigdy więcej.
Uspokajająco dotknęła jego dłoni. Oboje nie potrafili podejść do tego bez emocji, choć minęło już wiele takich dni.
– Wybacz – szepnęła. – Nie chcę, żebyś cierpiał.
– Może to lepiej, że cię taką zobaczył – mruknął po kilku chwilach ciszy. – Nadal nie nauczył się, że nie wszystko jest tym, czym się wydaje.
– Wiedziałam, że zrobiłeś to specjalnie – zaśmiała się. – Jesteś okropny.
– Taka skaza charakteru, aniele.

~ • ~

Klub bokserski o tej porze był już pusty. Zajęcia się skończyły i tylko kapitan pozostał na ringu, by poćwiczyć. Ryohei spędzał tu każdą wolną chwilę, zawsze wychodził jako ostatni i dawał z siebie wszystko. Pozostali członkowie klubu nie mogli wykazać się aż taką pasją, choć Sasagawa wyciągał z nich jak najwięcej energii, próbując zarazić ich bezwarunkową miłością do tego sportu. Gdyby mógł, nakłoniłby pół szkoły do uczestnictwa w zajęciach klubu bokserskiego, a odmówić mu było ciężko.
Aki przycupnęła w kącie, żeby nikomu nie przeszkadzać. Niektórzy dziwili się jej obecności, po szkole chodziły już jakieś plotki na temat nowej uczennicy i Yamamota, więc wizyta w klubie bokserskim była dość zaskakująca. Ryohei jednak nic nie powiedział na ten temat, więc wszyscy wrócili do treningów.
Teraz pozostała ich tylko dwójka. Sasagawa dokończył trening i otarł twarz ręcznikiem. Aki podała mu butelkę z wodą, uśmiechając się lekko.
– Dobra robota.
– Dzięki. Zamierzasz dołączyć do klubu? – zapytał.
Zaśmiała się radośnie. Wiedziała, jaki jest Ryohei i oczekiwała tego pytania. Nie trudno było się domyśleć, że padnie. Spędziła całe popołudnie na obserwacji treningu, więc mogła wydawać się zainteresowana.
– Dziękuję za propozycję, ale muszę odmówić. Nie nadaję się do boksowania – odparła.
– Wystarczy, że masz pasję i będziesz trenować.
Wydawała się rozbawiona próbą przekonania jej do zmiany zdania. Jednak musiała mu odmówić.
– Znałam kiedyś kogoś, kto miał podobną pasję – powiedziała. – Był wspaniałym bokserem i przyjacielem. Jak jasno świecące słońce. Nikt nie mógł go pokonać.
– W takim razie chciałbym go mieć w swoim klubie – odparł Ryohei.
– To było dawno temu. Trochę go przypominasz – uśmiechnęła się z nostalgią. – Masz podobną energię, którą mimowolnie przekazujesz ludziom dookoła siebie. Dzięki temu są szczęśliwi.
– Tak myślisz?
– Oczywiście. Wszyscy kochają słoneczne dni, a ty jesteś naszym Słońcem.
Ryohei spoważniał na chwilę. To był dobry moment, żeby ją o coś poprosić. Może nie do końca łapał, o co chodzi z tą całą mafią i całą resztą, ale była rzecz, do której nie chciał dopuścić.
– Nie mów o tym wszystkim Kyoko – powiedział.
Skinęła głową, rozumiejąc, co ma na myśli. Nie do końca jej się to podobało, ale nie mogła się z nimi o to kłócić. To była ich decyzja, a obiecała udzielić im swego wsparcia.
– Decimo też o to prosił. Nie wspomnę o Vongoli, obowiązkach Strażników i niebezpieczeństwach przy dziewczynach – obiecała. – Ale nie lekceważ ich. Może przyjść dzień, kiedy będziecie musieli powiedzieć im prawdę.
– Mowy nie ma.
– Nawet kiedy Kyoko poprosi?
– Nie chcę jej narażać.
– To dobrze. Jesteś wspaniałym starszym bratem – uśmiechnęła się. – Na razie to zostawmy. Nie wiemy przecież, co przyniesie przyszłość. Na razie będę milczeć. Obiecuję.
– Dobrze – zgodził się.
W drzwiach pomieszczenia klubowego pojawił się Hibari i spojrzał krytycznie na ich dwójkę. Wyglądało na to, że ma nienajlepszy humor.
– Co wy tu jeszcze robicie? – warknął. – Zajęcia klubowe dawno się skończyły.
– Zaraz sobie pójdziemy, Kyoya. Nerwy są niepotrzebne.
Hibari spojrzał na nią pochmurnym spojrzeniem. Nie miał pojęcia, co kombinowała, ale to już drugi klub w tym tygodniu, który odwiedzała, choć do niego nie należała. Zresztą nie wyraziła chęci, by dołączyć do któregokolwiek. Mimo to kręciła się po całej szkole bez żadnej kontroli i nic sobie nie robiła z ostrzeżeń.
– Jeśli za kwadrans nadal tu będziecie, ubiję was na śmierć – rzucił i odszedł.
– Ten Hibari – powiedział Sasagawa. – Niby czemu ma nam rozkazywać w moim klubie?!
– Spokojnie, Ryohei – Aki położyła mu dłoń na ramieniu. – Znasz Kyoyę. Poza tym Kyoko będzie się martwić, jeśli wrócisz zbyt późno.
Kiwnął głową nadal niezadowolony z wizyty Hibariego. Ta jego obsesja na punkcie szkoły… I tylko z tego powodu próbował ich przegonić.
– Kiedyś dam mu nauczkę – stwierdził. – Walczył z nami ramię w ramię, a teraz zachowuje się, jakbyśmy byli obcymi.
– Taki jest – uśmiechnęła się. – Trzeba to zaakceptować.
Zachichotała, przyłapując się na myśli, że znała podobną relację. Słońce i Chmura – niby tak różne elementy, a jednak zawsze idące w parze po rozległym Niebie. Aż trudno uwierzyć, że historia może się powtórzyć.
Spojrzała na Wolę Pierścienia Słońca. Oboje doszli do tych samych wniosków i nie musieli mówić tego głośno. Po prostu to wiedzieli. Knuckle uśmiechnął się, wiedząc, że Aki ma szansę poczuć się szczęśliwa z młodą Vongolą. Tego dla niej zawsze chcieli i nareszcie była szansa, by się to spełniło. Dziewczyna zaś z radością zajmowała się swoją misją. Wychowa ich na prawdziwych Strażników. Tego mogli być pewni.

~ • ~

Odkąd Aki podrzucała im jedzenie, Chrome nabrała trochę sił i energii. Na tych działaniach korzystali również dwaj pozostali mieszkańcy Kokuyo Landu, choć Ken nadal wolał różnorakie przekąski, które kupował w pobliskim sklepiku. Zresztą od momentu, gdy domyślili się, od kogo jest żywność, cały czas złorzeczył Vongoli. Z całej trójki najłatwiej ubierał swoją niechęć w słowa, a samo wspomnienie, że są zależni od mafii, doprowadzało go do szału. Nikt się nim nie przejmował, bo zawsze taki był.
Sama Chrome bardziej myślała nad tym, co usłyszała dotąd od Aki. Wiedziała już, że ta dziewczyna nie jest zagrożeniem, ale nie do końca potrafiła odkryć jej prawdziwe motywy. Do tej pory jedynie Mukuro był dla niej miły i się nią zaopiekował, gdy była na skraju śmierci. Była mu za to bardzo wdzięczna i marzyła o tym, aby kiedyś spotkać go w realnym świecie. Wierzyła, że ten dzień kiedyś nadejdzie.
Tsuna też był dla niej miły, ale obcy. Widzieli się tylko tych kilka razy podczas Konfliktu Pierścieni. On się nie zjawiał w Kokuyo, a i ona nie pragnęła z nim kontaktu. A teraz pojawiła się Aki i dziewczynka nie wiedziała, co myśleć.
Tym razem nie była już ani wystraszona ani zaniepokojona wizytą złotookiej. Znowu wykorzystała moment, gdy Ken i Chikusa wyszli. Albo ich obecność była dla niej niepożądana albo nie chciała ich denerwować. Zwykle nie mieli tu gości.
– Wyglądasz dużo lepiej, Chrome – uśmiechnęła się Aki.
– Dziękuję za jedzenie – szepnęła Dokuro z widocznym rumieńcem na twarzy.
– Nie ma za co. Masz ochotę na spacer? Jest ładna pogoda.
Dziewczynka zgodziła się po krótkim wahaniu. Przecież to nic złego. Mukuro ostrzegłby ją, gdyby Aki stanowiła zagrożenie, a nic takiego nie powiedział. Dał jej nawet wolną rękę, jeśli chciałaby się zaprzyjaźnić z tą dziewczyną.
Wyszły z ciemnego, zrujnowanego budynku kina na zewnątrz. Ciepły wiatr rozganiał białe obłoczki, by nie zasłaniały słońca. Aki uśmiechnęła się. Lubiła taką pogodę, była idealna na spotkania z bliskimi i dodawała energii. Anemicznej Chrome też się przyda, bo siedzenie w ciemnościach kina przygnębiało. Może pasowała do mrocznego image’u, którym zasłaniał się Mukuro, ale nie do jego małej podopiecznej.
Chrome znała teren dookoła na tyle, by wiedzieć, gdzie mogą chodzić bezpiecznie, a gdzie czekają je pułapki zarówno te naturalne, powstałe w wyniku zrujnowania parku, jak i te założone przez Chikusę, by odstraszały potencjalnych przeciwników. Czasami zapuszczały się tu dzieciaki żądne przygód i nieświadome niebezpiecznych lokatorów Kokuyo.
Aki nie podobał się ten obraz. Kiedyś musiało być tu naprawdę przyjemnie, lecz teraz była to ruina. Myśl, że ktoś tu mieszka, była przygnębiająca, a pogłębiała się z wiedzą, że to młodzi ludzie. Dwóch wykluczonych z mafii i dziewczynka porzucona przez własnych rodziców. To nie były warunki, które byłyby dla nich przyjazne. Byli tu pozostawieni samym sobie. Strażniczka Mgły nie powinna żyć w takich warunkach.
Milczały. Chrome zwykle była małomówna, a nieśmiałość jeszcze bardziej zatrzymywała słowa w gardle. Nie wiedziała, czy powinna coś mówić, bo może się ośmieszyć albo wzbudzić gniew Aki, która nadal ją onieśmielała. Chrome nie umiała jej określić w sposób jednoznaczny. Była miła, ale coś ukrywała. Młoda, ale wydawała się zbyt dojrzała. Miała w sobie coś z Mgły, dlatego Dokuro postanowiła być ostrożna w jej obecności.
Aki nie chciała jej pośpieszać. Wiedziała, że Chrome potrzebuje trochę czasu, by ją zaakceptować i godziła się na to. Nic na siłę. Strażnicy Mgły zawsze chodzili trochę innymi ścieżkami niż pozostali, więc należało pozwolić decydować jej samej. Jednak w niektórych kwestiach mogła pomóc dziewczynce.
– Chrome, mogę coś ci zaproponować? – zapytała.
– Zaproponować?
– Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała ani cię urazić, ale Kokuyo Land to istna ruina. Pomyślałam, że ty, Chikusa Kakimoto i Ken Joshima moglibyście się przenieść do Namimori, do normalnego domu. Kosztami zajęłaby się Vongola, a wy mielibyście lepsze warunki niż te tutaj.
Chrome zrozumiała intencje Aki. Nie było w tym nic niebezpiecznego, ale mimo to pokręciła głową.
– To nasze miejsce. Miejsce pana Mukura, do którego kiedyś wróci. Nie chcę go opuszczać – odpowiedziała cicho.
– W porządku – uśmiechnęła się Aki. – Wybacz, że to zasugerowałam.
– Dziękuję.
– Proszę.
Nie zamierzała zmuszać jej do przeprowadzki, skoro sobie tego nie życzyła. Zapytać jednak musiała dla własnego spokoju. Może gdyby była związana z kimś prócz ludzi Mukura, jej decyzja byłaby inna.
Przez myśl Aki przeszło, że mimo wszystko Chrome może czuć się samotna. Gdyby jednak otrzymała akceptację i przyjaźń reszty Dziesiątego Pokolenia, mogłoby być całkiem inaczej. Chyba powinna zwrócić na to uwagę Tsunie albo zaangażować Kyoko i Haru. Później pomyśli nad tym planem.
Powoli wracały. Aki nie chciała nadwyrężać sił Strażniczki, nadal była dość krucha i minie sporo czasu, nim poczuje się na tyle dobrze, by nie musiała się o nią martwić. Może i Mukuro utrzymywał iluzję utraconych przez dziewczynkę organów, ale nadal istniały kwestie, które nie zapewniały jej pełnego zdrowia.
Ten moment wykorzystali Chikusa i Ken, by się pojawić. Blondyn zrobił oburzoną minę, widząc towarzyszkę Chrome.
– Ona tu znowu jest.
Jego towarzysz poświęcił Aki tylko krótkie niezainteresowane spojrzenie. Chyba gość w ogóle nie robił na nim wrażenia w przeciwieństwie do Kena, który podszedł do obu dziewcząt, mierząc złotooką groźnym spojrzeniem.
– Masz się tu więcej nie pokazywać – warknął.
– Czyżbym cię jakoś uraziła? – zapytała niewinnie.
– To nasze miejsce. Wynoś się stąd i nie wracaj, bo cię zabiję.
– Ładnie tak mówić do nieuzbrojonej dziewczyny?
Tego było mu już za wiele. Sięgnął po sztuczne zęby, które uaktywniały jego specjalną zdolność. Na policzku pojawił się emblemat nosorożca, nos zamienił się w róg.
– Kanał nosorożca – oznajmił.
Zamierzał zaatakować, szarżując na Aki, ale ta płynnie go ominęła w ostatniej chwili. Ken nie zauważył, że tuż za dziewczynami rośnie jedno z drzew i uderzył w nie z całym impetem. Złotooka rozłożyła bezradnie ramiona, słysząc docinek Deamona, że się popisuje. Chrome uśmiechnęła się lekko, jakby rozbawiona sytuacją. Chikusa tylko westchnął. Spodziewał się, że tak będzie.
– Czas na mnie – stwierdziła Aki. – Dbaj o siebie, Chrome.
Odeszła spokojnym krokiem, udając, że nie słyszy obelg pod swoim adresem. Pewnego dnia nawet Ken Joshima zrozumie, że na niej nie robi to żadnego wrażenia.