Tagi

To już ostatni rozdział tej części „Ósmej Woli”. Pewnie wiele rzeczy nie będzie dla Was wielkim zaskoczeniem, ale mam nadzieję, że te 12 rozdziałów umiliło Wam czas. Następna część dotyczyć będzie Pierwszego Pokolenia.

Pogoda zmieniała się bardzo szybko. W ciągu kilku minut błękit nieba przysłoniły ciemne chmury, a pomiędzy nimi przetoczył się grom. Ciężkie krople deszczu uderzyły o ziemię z zaciętością i jakimś niepokojem. Natura wydawała się jakaś niespokojna, jakby chciała zapowiedzieć przyszłe wydarzenia, a które ludzie zrozumieją już po fakcie.
Aki podeszła do okna i zapatrzyła się na błyskawice, co chwilę rozświetlające niebo. To było silniejsze od niej. Wciąż czekała, aż wydarzą się znów te same rzeczy, które nieodmiennie kojarzyła z taką pogodą. Czekała, aż żywioł się uspokoi, a on wróci cały przemoczony i dziwnie z siebie zadowolony. Czuła ukłucie zazdrości, jakby nie wychodził naprzeciw burzy, ale do kochanki. Nie potrafiła tego powstrzymać. Tak było zawsze.
– Ale leje – usłyszała Haru.
Aki wróciła do rzeczywistości, otrząsając się ze wspomnień dawnych burz. Były u Miury razem z Kyoko i Chrome, która coraz lepiej dogadywała się z obiema dziewczynami. Powolutku zaczynała otwierać się na ludzi, choć wątpliwe, żeby stała się duszą towarzystwa. Taka zmiana stanowczo była poza jej zasięgiem.
– Dobrze, że zdążyłyśmy przed tym deszczem – przyznała Kyoko. – Tylko, żeby to nie trwało zbyt długo.
– Nie będzie – odparła Aki, opierając się plecami o parapet. – Burza już taka jest, że krzyczy gwałtownie, ale krótko. Niedługo powinno się uspokoić.
– Pogoda dzisiaj strasznie się zmienia – westchnęła Haru. – Widziałyście rano tę mgłę?
– Mgła, Słońce, Chmura, Deszcz, Burza i Błyskawica – wyliczyła Aki. – Wszystkie pod jednym Niebem.
Chrome uśmiechnęła się nieśmiało. Zrozumiała aluzję starszej dziewczyny. Dzisiejsza pogoda doskonale oddawała charakter zależności pomiędzy Strażnikami a szefem Vongoli. Nie trzeba było wielu obserwacji, by to dostrzec.
– Co takiego? – zapytała Haru.
– Nic, tak sobie mamrotam – zaśmiała się Aki. – O, i już po wszystkim – wskazała okno za sobą.
Burza odeszła, a deszcz padał coraz słabiej, by niedługo przestać całkowicie. Dokładnie tak, jak przewidziała Aki. Zbyt dobrze znała naturę tych zjawisk, by dać się im oszukać. Nawet niejednoznaczna Mgła stała się już oswojona. Może nie tak bardzo jak pozostałe elementy, ale na tyle, by móc z nią żyć w zgodzie.
– Dużo wiesz o pogodzie – stwierdziła Haru.
– Zwykła obserwacja natury zjawisk – wzruszyła ramionami Aki. – To nic wielkiego. Będziemy się zbierać, Chrome?
Dokuro kiwnęła głową. Zdawała sobie sprawę, że czeka je długi spacer do Kokuyo, a zbyt późny powrót mógł oznaczać podwójne kłopoty. Chikusa i Ken raczej nie będą z tego zadowoleni – ten drugi już się burzył, że dziewczynka wychodzi na kilka godzin z Aki – a i Kyoko i Haru byłyby zaniepokojone, gdyby ich towarzyszki miały się włóczyć po nocy. Nie miały świadomości tego, że te dwie są w stanie poradzić sobie same z niemal każdym zagrożeniem, które nie jest związane z mafią.
– Jeszcze trochę pada – zauważyła Haru.
– Niedługo przejdzie.
– Pożyczę wam parasol. Inaczej się przeziębicie.
– Dobrze, już dobrze.
Kyoko także postanowiła wracać, więc kawałek przeszły razem. Chrome nadal trzymała się blisko Aki, do której zdołała przywyknąć przez te kilka tygodni, odkąd się pojawiła. Nadal niewiele o niej wiedziała, niezbyt chętnie zdradzała wiedzę o sobie, choć nie ukrywała, że o Strażnikach wie dużo, jeśli nie wszystko. Nie było to zbyt sprawiedliwe, lecz Chrome nawet nie próbowała jej tego wyrzucać. Pewne rzeczy wyczuwała już, inne były dla niej niezrozumiałe. Mukuro nie podzielił się swoją wiedzą, choć zapewnił, że Aki nie jest zagrożeniem. Przynajmniej na ten moment. Resztę pozostawił Chrome, stwierdzając, że nie będzie jej niczego nakazywać czy zabraniać. Sama musiała stwierdzić, czego oczekuje od Aki.
– Chyba je polubiłaś.
– Są miłe – odparła Chrome wyrwana z zamyślenia. – Ale…
– Nie martw się. Niczym ich nie uraziłaś. To dobre dziewczyny. Mają w sobie sporo ciepła.
– Ty też.
– Ale ja należę do świata, o którym one nie powinny się dowiedzieć. Przynajmniej na razie.
Chrome spojrzała na Aki. Miała już pewność, że nie jest człowiekiem, nie takim jak wszyscy dookoła. Nie była też iluzją. Nie potrafiła jednak znaleźć odpowiedniego określenia, a zabrakło jej śmiałości, by o to zapytać. Może Aki nie chce o tym rozmawiać.
– Coś cię niepokoi, Chrome?
Nie odpowiedziała. Nie chciała kłamać, bo Aki musiała to zobaczyć na jej twarzy, ale potwierdzenie wymusiłoby wyjaśnienie. Przez to była zmieszana.
Aki uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Domyśliła się, co chodzi Chrome po głowie. Wiedziała, że prędzej czy później Strażniczka Mgły zacznie wyczuwać i określać pewne rzeczy. Każde z nich trochę inaczej dochodził do prawdy.
– Nie opowiedziałam ci jeszcze o sobie – oznajmiła spokojnie.
– Nie powinnaś zebrać nas wszystkich? – zapytała Chrome.
– Nie, mogę opowiedzieć to każdemu z osobna. Kyoya już wie. Zresztą jest na tyle mądry, że sam się większości domyślił. Ty też to czujesz, prawda?
Chrome kiwnęła głową.
– Cóż, nie powiedziałam wam na początku, żeby was tym nie przytłoczyć i pozwolić dojść do pewnych wniosków samodzielnie. Jednak najwyższy czas odkryć karty. W końcu dziewczynka żyjąca dzięki iluzji własnych organów prędzej to zrozumie niż ktoś, kto nie ma o takich rzeczach pojęcia.
Cała droga do Kokuyo upłynęła im na opowieści Aki. Chrome nie zadała ani jednego pytania, nie przerwała ani na chwilę, lecz słuchała wpatrzona w złotooką. Była zaskoczona, ale nie mogła powiedzieć, że to niemożliwe. Potrzebowała jednak czasu, by to sobie poukładać w głowie. Nie odtrąciła Aki, która obiecała zajrzeć do niej za kilka dni. Wszystko poszło dobrze.

~ • ~

Tsuna obserwował uważnie Aki i Gokuderę. Od kilku dni czuł pomiędzy nimi napięcie, choć oboje utrzymywali, że wszystko jest w porządku. Nie było. Coś się zmieniło, bo dziewczyna przestała jawnie kpić ze Strażnika Burzy, a on na nią warczeć. Normalnie by się ucieszył, że już ze sobą nie walczą, ale w tej chwili wyglądało to jak cicha wojna. I żadne nie chciało przyznać, że coś się dzieje.
W tej chwili oboje siedzieli z przodu przy ławce Gokudery i w ciszy rozpisywali projekt, którym mieli się zająć. Nauczyciel postanowił przemieszać całą klasę i ta dwójka trafiła na siebie. Skwitowali to jedynie pochmurnym spojrzeniem i Aki zajęła miejsce naprzeciwko Hayato. Wymienili tylko kilka niezbędnych zdań i od tego czasu nawet na siebie nie patrzyli. Żadnych sprzeczek ani też żadnej współpracy.
– Tsuna?
Głos Yamamota oderwał go na moment od obserwacji. Strażnik Deszczu spoglądał na niego z niepokojem. On też już się domyślił, że coś jest nie tak.
– Nie wyglądają, jakby mieli się pokłócić.
– Raczej zdają się obrażeni na siebie – westchnął Sawada. – Zabierzmy się do pracy.
Nie potrafił odsunąć od siebie niepokoju, ale na razie musiał skupić się na lekcji. Mimo to spoglądał co jakiś czas w stronę skłóconej dwójki. Oboje podeszli do jego ławki, gdy nastała przerwa. Aki usiadła na swoim miejscu i uporządkowała rzeczy na blacie.
– Wyglądasz na zmartwionego, Decimo – odezwała się nieco zaniepokojona. – Stało się coś?
– Możecie powiedzieć mi prawdę? – zapytał, patrząc to na jedno, to na drugie.
– Prawdę, o czym?
– Jesteście skłóceni.
– Nie jesteśmy. Doszliśmy już do porozumienia i żadnych zgrzytów pomiędzy nami nie będzie – odparła spokojnie. – Nie musisz się martwić, Decimo.
Gokudera powtórzył to samo, starając się nie okazać żadnego zniecierpliwienia czy niepokoju wobec postawy Aki. Tak jakby od teraz był na nią ślepy.
Aki spojrzała za to gdzieś ponad jego ramię, marszcząc nieznacznie brwi na usłyszany komentarz Woli Pierścienia Burzy. Zignorowała jednak przytyk.
Tsunie nie udało się wyegzekwować satysfakcjonującej odpowiedzi. Nie miał pojęcia, o co może chodzić, ale już się poddał. Może powinien dać im trochę czasu na dogadanie się? Wątpił, żeby to coś pomogło. Nawet Yamamoto nie był w stanie uratować sytuacji, więc wyjątkowo do domu wracali w ciszy. Nie zauważyli, kiedy Aki gdzieś zniknęła, więc Tsuna był bardzo zdziwiony, gdy jej nie zobaczył, a o coś zapytał.
– Zachowuje się jak duch – zaśmiał się Yamamoto.
– Tylko ona może być tak bezczelna – mruknął pod nosem Hayato.
– Gokudera, o co wam poszło? – zapytał Tsuna.
Strażnik Burzy zacisnął zęby. Nie chciał o tym rozmawiać, a zwłaszcza z Dziesiątym. Sam do końca nie wiedział, jak ma to określić. Zgodnie z obietnicą Aki przestała go zaczepiać, udawała, że go nie ma, a jeśli już musiała się do niego odezwać, robiła to z taką wyniosłością, jakby była królową świata.
– To ona odstawia jakieś fochy – odpowiedział. – W życiu nie zrozumiem tej dziewuchy.
W tej chwili przypomniał sobie jej słowa o zwalaniu winy na innych i poczuł się głupio.
– Przepraszam, Dziesiąty – skłonił się. – Postaram się ją przeprosić, gdy tylko będę miał okazję.
Ta trafiła się szybciej, niż się spodziewał. Z jakiegoś powodu wszyscy trafili do parku, gdzie Tsuna pilnował najmłodszych członków rodziny. Aki również się pojawiła z wesołym uśmiechem na ustach.
– Tak myślałam, że was tu spotkam – stwierdziła.
– Czemu wcześniej tak nagle zniknęłaś? – zapytał Tsuna. – Martwiliśmy się.
– Mówiłam już wielokrotnie, że o mnie nie trzeba się martwić, Decimo. I wybacz za mój humor w szkole. Chyba czasami każdy ma zły dzień – zaśmiała się.
Wiedział, że to kłamstwo. Nie potrafiła go przekonać, że pomiędzy nią a Gokuderą nie doszło do konfliktu, który nie wpłynąłby na ich nastroje. Nie próbował jednak jej o to pytać, bo czuł, że zaprzeczy.
Aki uśmiechnęła się nieco smutno, słysząc westchnienie Giotta. Widział, że Tsuna przestał nabierać się na maski dziewczyny.
– Chyba najwyższy czas im wszystko opowiedzieć – zauważył Ugetsu.
– Nie odtrącą cię – dodał Knuckle.
– A tym szczeniakiem nie masz się, co przejmować, aniele.
Pokręciła głową na ich słowa, ignorując spojrzenie Tsuny. Żaden z chłopaków nic nie mówił, więc było to dziwne. Zresztą nie pierwszy raz się tak zachowywała.
– Aki?
– Tak, Decimo?
– Wiem, że obiecałem poczekać, ale muszę cię o coś zapytać.
Uśmiechnęła się. Zrozumiała, że to dzisiaj. W końcu nie brakowało żadnego Strażnika, który nie słyszałby tej rozmowy. Lamba może uświadomić za jakiś czas, na razie i tak tego nie zrozumie. Rebornem zaś w ogóle się nie przejęła. Zresztą Arcobaleno wiedział, kim jest.
– Chyba najwyższa pora zdradzić wam, dlaczego to właśnie mnie Nono przysłał do wychowania Strażników – powiedziała.
– Nie powinniśmy wezwać Hibariego i Chrome? – zapytał Tsuna.
– Oni już wiedzą. Kyoya wielu rzeczy domyślił się samodzielnie, Chrome opowiedziałam wczoraj. Pewnie i wy zauważyliście, że jak na piętnastolatkę wyglądam dość dojrzale. Ta postać, którą widzicie, jest starsza o kilka lat, zaś ja jestem dużo starsza, niż ktokolwiek z was przypuszczał. Oryginalnie należałam do Pierwszego Pokolenia Vongoli.
– Co to za brednie? – warknął Gokudera. – Nie wmówisz nam, że jesteś nieśmiertelna.
Aki uśmiechnęła się ze smutkiem.
– Nie jestem nieśmiertelna, bo nie jestem już człowiekiem. Każdy z Pierścieni Vongoli reprezentuje Wola pierwszego ich posiadacza. Każde pokolenie pozostawia w nich cząstkę siebie, ale ci, którzy je stworzyli, oddziaływali na nie najmocniej. W tym dziedzictwie zapieczętowano pewien czas Pierwszego Pokolenia, ja zaś jestem Ósmą Wolą. Tą, która ma prawo i obowiązek stać przy siedmiu wybranych osobach stanowiących trzon każdego pokolenia Vongoli. Taką misję przydzielił mi Vongola Primo.
Wyglądali na zaskoczonych i nieco zdezorientowanych. Nie mieli pewności, czy to, co mówi, jest prawdą. Coś takiego powinno być niemożliwe.
– Mówi prawdę – odezwał się Reborn.
– Wiedziałeś? – zapytał Tsuna.
– Dziewiąty wtajemniczył mnie w sprawę, ale zabronił komukolwiek mówić. Zwykle tylko szef i jego sześciu Strażników wie o istnieniu Ósmej Woli.
– To było odstępstwo, na które musiałam się zgodzić – odezwała się znowu Aki. – Wszystkie poprzednie pokolenia były bezpośrednio związane z rodziną, a Pierścienie trafiały do nich znacznie później niż do was. Jednak w obliczu wydarzeń, które miały miejsce jakiś czas temu, Nono postanowił wtajemniczyć Reborna w całą sprawę.
– Jesteś sztucznym tworem? – zapytał Gokudera.
Może nie było to zbyt miłe, ale interesowało go to jako zagadka, której sam nie potrafił rozwikłać.
– Nie – zaśmiała się. – Jestem przyzwaną duszą, a kiedyś byłam normalnym człowiekiem.
– Człowiekiem? Więc dlaczego Primo zrobił coś takiego? – zapytał Tsuna.
– Z poczucia winy – odparła. – Nie zrobił nic złego, ale czuł się odpowiedzialny za mój los. Ale może od początku, bo się pogubicie – uśmiechnęła się. – Urodziłam się jako walencka księżniczka, Elena Salvatore. W wieku piętnastu lat miałam zostać poślubiona włoskiemu hrabiemu, lecz w wyniku nieprzewidywanych zdarzeń ledwo żywa dotarłam do Włoch. Nie miałam już niczego oprócz kłopotów. Pomoc otrzymałam od dwóch młodych mężczyzn, których później wszyscy znali jako Vongolę Primo i jego Prawą Rękę. Już z nimi zostałam w tworzącej się wtedy Vongoli. Nadano mi też nowe imię. To, pod którym mnie znacie, Aki. Primo nie potrafił nikogo porzucić, zawsze dopinał swego. Nie było takiej rzeczy, której nie potrafiłby zrobić ze swoimi Strażnikami. Spędziłam z nimi najpiękniejsze lata mojego życia. Zawsze czułam dumę z bycia częścią Vongoli, choć nie miałam zbyt wiele do zaoferowania. Nigdy im się nie odwdzięczę za dobro, którym mnie obdarzyli. Wszystko, co zrobiłam do tej pory, to stanowczo za mało.
Spoglądała w jasne oczy Primo i uśmiechała się z nostalgią. Nic nie mówił, nie przerywał jej, ale wiedziała, co by usłyszała. Że nic nie jest mu winna. Że to raczej on ma wobec niej niespłacony dług i poczucie winy.
– Nic jednak nie trwa wiecznie. Spędziłam z Vongolą tylko kilka lat, po czym zginęłam.
Poczuła obejmujące ją ramiona G. Trzymał ją mocno, jakby obawiał się, że za chwilę zniknie. Wiedziała, że to dla niego bolesne i nieprzyjemne. To jedno wspomnienie było zadrą w ich sercach i nie było słów, które mogłyby ją zaleczyć.
Nikt nie zapytał, jak dokładnie zginęła. Chyba nie wypadało. Bez tego na jej twarzy widzieli smutek, jakby to się dopiero wydarzyło. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Musieli to do siebie dopuścić i zrozumieć.
– Jak to się stało, że zostałaś Ósmą Wolą? – zapytał Gokudera.
– Nie wiem dokładnie, na czym polega ten proces. Nigdy nie pytałam o szczegóły. Wiem, że w czasie tworzenia Pierścieni Vongoli zostałam przywołana i przywiązana do nich. Dzięki temu mogę przybrać materialną formę. Wyglądam dokładnie tak jak w dniu śmierci.
– To było głupie ze strony Prima – zauważył Hayato.
– Zrozumiał to trochę po czasie – uśmiechnęła się smutno. – Nie winię go za to. Dzięki temu zyskaliśmy kilka dodatkowych lat, choć było to trochę dziwne uczucie patrzeć, jak ci, których kocham, starzeją się. Nie patrz tak na mnie, Hayato, i nie oceniaj Prima zbyt surowo. Dla niego każdy utracony przyjaciel był końcem świata. Zresztą nie podjął tej decyzji ze względu na siebie. Sądził, że robi dobrze. Dopiero potem zrozumiał, że to nie jest taki dobry pomysł, ale było już za późno. Przepraszał mnie za to wielokrotnie, ale ja go nie winię. Podjął decyzję o przekazaniu Vongoli i Pierścieni następcy, więc nie miał już wpływu na to, co się ze mną stanie. Mogę istnieć tylko razem z Pierścieniami.
– Więc dlaczego cię od nich nie oddzielili?
– Z wielu powodów. Wiedzieli, że rozdzielenie mnie i Pierścieni oznacza dla mnie drugą śmierć. Poza tym musieliby zniszczyć Pierścienie. Nie zdobyli się na to.
Tsuna miał wrażenie, że Aki omija jakieś szczegóły z jakiegoś powodu. Może nie do końca chciała uzewnętrzniać swoje wspomnienia.
– Primo postanowił o moim dalszym losie. Miałam stać się skarbnicą wiedzy na temat powinności Strażników i samej Vongoli, a także wspierać szefa. Będę istniała tak długo jak Pierścienie. To był najlepsze, co mógł zrobić. Nadał sens mojemu istnieniu. Poza tym to też nie jest tak, że moi bliscy całkiem umarli. Pierścienie przechowują ich czas. Wolę, która może się zmaterializować tylko w określonych warunkach, ale istnieje i obserwuje posiadaczy Pierścieni. Przez to, kim jestem, mogę ich zobaczyć, usłyszeć, a nawet dotknąć.
Chłopcy rozglądnęli się nieco nerwowo. Myśl o tym, że ktoś ich przez cały czas obserwuje, była trochę niepokojąca.
– Wiecznie to samo – mruknął G. – Jakby się spodziewali, że wyskoczymy z krzaków.
Aki zaśmiała się na tę reakcję. Każde pokolenie początkowo było niepewne, ale potem przestawali zwracać na to uwagę. Strażnicy pamiętali jednak, że ich błędy i niebezpieczne pomysły mogą tą drogą dostać się do szefa. Przecież nic nie powstrzymywało Wól przed przekazywaniem tego Aki, a jej liderowi.
– Moment. Skoro możesz istnieć tylko razem z Pierścieniami, to dlaczego nie pojawiłaś się wcześniej? – zapytał Tsuna.
– To przez nakaz podziału Pierścieni przed zmianą pokoleniową – odparła. – Gdy Pierścienie zostają podzielone pomiędzy obecnego szefa a Zewnętrznego Doradcę, zapadam w sen. Gdy połówki zostają na nowo połączone, mam obowiązek stawić się przed poprzednim szefem. Tylko on może mnie posłać do kolejnego pokolenia. Zwykle po prostu zaprasza ich do siebie i osobiście przedstawia, nie mówiąc, kim jestem naprawdę. Jest jeszcze jeden obowiązek związany z przekazaniem Pierścieni. Obecny szef musi podjąć decyzję o następcy, zanim rozdzieli Pierścienie, abym mogła to usłyszeć. Chodzi o to, aby żaden uzurpator nie mógł użyć Pierścieni Vongoli.
– To dlatego Xanxus został odrzucony – stwierdził Reborn.
– Zasady Konfliktu Pierścieni zostały nieco zmodyfikowane wobec tych, które ustanowił Secondo.
– Secondo?
– Tak. Wszedł w konflikt ze swoim Zewnętrznym Doradcą i stąd cała afera. Zapewne powiedziano wam, że szef i Zewnętrzny Doradca mogą dać Połówki, komu chcą. To dość uproszczone myślenie. W rzeczywistości dochodzi do spotkania, na którym spośród kandydatów zostaje wybrany następca. Dopiero wtedy następuje podział. Nono wybrał ciebie, Tsunayoshiego Sawadę na kolejnego szefa. Gdy Pierścień Nieba został połączony, wróciła mi świadomość. Zaś gdy poczułam, że Pierścienie padły ofiarą uzurpatora, syna Nono, dostał on nauczkę – zakończyła zimno.
Tsuna wzdrygnął się na wspomnienie tego, co stało się z Xanxusem, gdy ten założył Pierścień Nieba na palec. Przez to sam nie chciał tknąć dziedzictwa w obawie, że jego czeka ten sam los.
– Po przebudzeniu dołączyłam do Nono. Od niego dowiedziałam się wszystkiego o kolejnym pokoleniu tak, aby móc mu towarzyszyć, gdy nadejdzie czas. Obecnie zaś tylko Decimo ma nade mną władzę jako ten, który dzierży Pierścień Nieba.
– Co to właściwie znaczy? – zapytał Sasagawa.
– To znaczy, że będziecie się ze mną męczyć do końca życia, czy to się wam podoba czy nie, Ryohei.